GMO, suplementy. Kto nas robi w bambuko?
EWA ORACZ • dawno temuCzy w trakcie codziennych podstawowych zakupów, wkładając do koszyka mleko, pieczywo, wędliny i jogurty zastanawiasz się, które z tych produktów są wolne od GMO? Zapewne sądzisz, że to produkty zdrowe, pełnowartościowe i skoro nie są oznaczone, to także nie zawierają składników z upraw i hodowli GMO. Błąd. Najprawdopodobniej wszystko, co zawierałby taki przykładowy koszyk, ma składniki modyfikowane genetycznie.
Czy w trakcie codziennych podstawowych zakupów, wkładając do koszyka mleko, pieczywo, wędliny i jogurty zastanawiasz się, które z tych produktów są wolne od GMO? Zapewne sądzisz, że to produkty zdrowe, pełnowartościowe i skoro nie są oznaczone, to także nie zawierają składników z upraw i hodowli GMO. Błąd. Najprawdopodobniej wszystko, co zawierałby taki przykładowy koszyk, ma składniki modyfikowane genetycznie.
Pomimo ustawy nakazującej oznaczanie, firmy notorycznie „zapominają” umieszczać takie informacje na opakowaniach. Nie zamierzam się w tej chwili zajmować szkodliwością GMO, co do tego chyba nie ma wątpliwości, przynajmniej ja jej nie mam. To co mnie wciąż i wciąż wprawia w osłupienie, to oszustwa jakich się dokonuje każdego dnia na konsumencie. 2,5 miliona ton zboża, czy to dużo? Tyle rocznie Polska importuje z różnych krajów, w czego 90% to ziarna modyfikowane genetycznie. Podstawowa i najtańsza karma dla zwierząt zawiera śrutę sojową, nie ma w Polsce ferm, na których zwierzęta nie byłyby karmione taką karmą. Nie ma też przepisów nakazujących oznaczania mięsa ze zwierząt karmionych GMO. Poza tym soję modyfikowaną i inne zboża można znaleźć m.in. w : margarynach, majonezie, burgerach wegetariańskich, wędlinach, olejach (sojowym, kukurydzianym, rzepakowym), chipsach, jogurtach, lodach, sosach pomidorowych, tofu, produktach sojowych, płatkach śniadaniowych, makaronach, krakersach, czekoladach, mąkach wzbogacanych, ciastach i wielu innych produktach. Co ciekawe, jak już jestem przy soi, jest spora nagonka na soję i wegetarian, którzy posądzani są o jedzenie jej w dużych ilościach, co może ich rzekomo pozbawić płodności a mężczyzn męskości z powodu fito estrogenów. Po pierwsze to wegetarianie (znani mi) jeśli już w ogóle jadają soję to bardzo rzadko, po drugie kraje azjatyckie, które przodują w ilości spożywanej soi od wielu setek lat jakoś nie wyginęły, a wręcz nie dopadł ich niż demograficzny taki jak kraje europejskie. Nie wspominając już o rdzennych mieszkańcach Okinawy, którzy należą do najdłużej żyjących społeczności na świecie, a codziennie jedzą soję. To tak tylko w kwestii wyjaśnienia niektórych mitów. Okazuje się, że przeciętny Polak zjada soję codziennie a nawet wiele razy dziennie, bo jest nawet w jogurtach i wędlinach. Wracając do GMO. Zgodnie z unijnym prawem (art. 12 ust. 2 rozporządzenia Nr 1829/2003 ) producent ma obowiązek zamieścić informację o obecności GMO („Produkt genetycznie zmodyfikowany” lub odnośnikiem i podobną informacją umieszczoną przy składniku, który należy do grupy GMO), jeśli produkt zawiera go więcej niż 0,9 procent swojej masy. Jeśli jest go mniej, może przemilczeć tę informację. Jak to wygląda w praktyce? Produkty nie mają żadnych oznaczeń.
GMO to temat, na który można by bardzo długo dyskutować, jest też coraz więcej materiałów, to jeden z wielu przykładów, jak wielkie koncerny i również drobniejsi producenci wykorzystują uśpienie i naiwność konsumentów. Zresztą nie dotyczy to tylko przemysłu spożywczego. Firmy farmaceutyczne od dawna już hodują sobie nowych klientów, którzy będą stale kupowali suplementy. To prężnie rozwijająca się dziedzina, ładująca ogromne sumy pieniędzy w reklamę i artykuły sponsorowane, które skutecznie wychowują całe pokolenie w wierze, że bez dobrej aptecznej suplementacji, dieta nie może być pełnowartościowa, a życie aktywne. Co rusz słychać nową reklamę tabletek bez recepty na ładną skórę, włosy, na pamięć, wzrok, skurcze, pryszcze, chorobę niespokojnych nóg, odchudzanie, wspomaganie wątroby w trawieniu tłustych dań i nowe tabletki dla osób, które nie tolerują nabiału. Ciąża bez suplementów to prawdziwa rzadkość. Wystarczy stanąć w kolejce w aptece i zakupić sobie zdrowie w pigułkach. Szkoda, że rozumu nie można tak sobie kupić. Myślałam, że co do skuteczności aptecznych suplementów witaminowo-mineralnych nie ma wątpliwości i raczej wszyscy wiedzą, że substancje, które mają nas rzekomo wspomagać są bardzo słabo przyswajalne. Bardzo byłam w błędzie. Amerykańska moda na paczuszkę preparatów codziennego użytku dobrze się przyjęła w naszym kraju. Tymczasem w 2013 roku eksperci panelu doradczego amerykańskiego rządu U.S. Preventive Services Task Force opublikowali wyniki 27 badań dotyczących suplementów. W podsumowaniu autorzy napisali:
zażywanie witamin i mikroelementów w tabletkach to strata pieniędzy, ponieważ nie daje żadnych korzyści zdrowotnych: nie chroni przed chorobami, a może być nawet szkodliwe.
Musimy sobie uświadomić, że żadna substancja wyizolowana nawet z naturalnego produktu nie jest tak przyswajalna jak ta występująca naturalnie w całej gamie różnych składników kompleksowo. Kupowanie suplementów to wspieranie polskiej gospodarki nic więcej, jedyne co może zadziałać to efekt placebo. Znowu wracamy do punktu wyjścia, tylko właściwa dieta może zapewnić nam zdrowie, ewentualnie można wspomóc się naturalnymi suplementami, których natura nam nie pożałowała. Dlaczego lekarze o tym nie mówią? Mówią, ale nieliczni i bardzo niechętnie.
Medycyna jest posłuszna i bardzo uprzejma w stosunku do farmacji, z której zresztą efektów też częściowo żyje. Nie angażuje się kompletnie.
Nie dajcie się nabrać na to. Nie wydawajcie niepotrzebnie kasy na zupełnie bezwartościowe produkty, lepiej kupić sobie zapas jagód i truskawek latem do zamrożenia, niż zimą zestaw witamin w kolorowym opakowaniu. A przede wszystkim czytajcie etykiety. Nie dajcie wciskać sobie przysłowiowych kitów.
Wyniki badań potwierdzają negatywne skutki stosowania syntetycznych, wyodrębnionych z naturalnego kompleksu przeciwutleniaczy, co jest sprzeczne z wynikami badań epidemiologicznych, w których wykazano ewidentne korzyści ze stosowania diety bogatej w warzywa i owoce, a zatem w przeciwutleniacze osadzone na naturalnych nośnikach pokarmowych.
Źródło cytatów: Marcin Molski „Nowoczesna Kosmetologia”, 2014, 160 -161, fragment wywiadu ze Stanisławem Wiąckowskim emerytowanym profesorem Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach ekologia.pl
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze