Nikt nie chce kochać bezwarunkowo!
REDAKCJA • dawno temuJaka jest granica tolerancji w związku – tego nie wie nikt, bo co związek, to inna granica. Kiedy ktoś mi mówi, że nic nie może zrobić ze swoim życiem – a wiem z obserwacji, że to nie depresja, tylko wygodnictwo – buntuję się. Tak, jestem nieczułą wydrą. Przestaję być czuła… Wyleczcie mnie, jeśli macie argumenty na to, że nie potrafię kochać bezwarunkowo. Nie potrafię, gdy ktoś jednak te warunki milcząco mi stawia, nie dając niczego sensownego w zamian.
Nikt nie chce kochać bezwarunkowo! buuuuu! Anons taki, a może manifest, zamieścił na jednym z portali czterdziestokilkuletni mężczyzna o wyrazistych cechach „przegrywacza-a-jednak-dyktatora”.
Jestem pewna, że zadusi go za chwilę wianuszek ofert ze strony zbawczych pań. Za chwilę i… na chwilę. Fajnie, że ma facio w czym przebierać. Gratuluję paniom instynktów macierzyńskich. Dla mnie to niestety padaka.
Nie wiem natomiast, czy ten mocno dojrzały osobnik ma świadomość anachroniczności swojej głęboko idealistycznej postawy. Miłość nie wybiera, kocha się za nic… Znamy, czasami przerobiliśmy te slogany. Są w jakimś obszarze prawdziwe i urocze – w innym, sorka, wygodnickie i nie fair.
Jaka jest granica tolerancji w związku – tego nie wie nikt, bo co związek, to inna granica. Idzie o to paskudne, groźnie wzruszające uogólnienie: kobity wymagają, chłopy się wiją i męczą… Toż to szantaż emocjonalny najczystszej wody, na który się nie godzę i już!
Jest miłość, równouprawnienie, podział, intymność, wolność.
Jest też wiara, nadzieja, banalne marzenia i plany, a wraz z nimi – rachunki. Za krokodylowe buty, szalone wyjazdy — lub za zwykły czynsz w kawalerce, prąd, gaz, Internet.
Która ze stron ma prawo przez całe życie lekceważyć swoją działkę odpowiedzialności i odwoływać się do kosmosu? Ta bardziej poszkodowana? A jak to rozsądzić? Nie mówię o chwilowej załamce, kryzysie… Mówię o filozofii życia: dobra, to ja se pójdę do lasu z kozikiem i przetrwam.
Kiedy mam kłopoty, zwracam się o pomoc. Zwierzam się przyjaciołom, pożyczam od nich kasę, płaczę w rękaw. Choć nie mam dzieci ani rodzinnych zobowiązań, uważam, że ratowanie własnej dupy to mój pierwszy obowiązek.
Kiedy ktoś mi mówi, że nic nie może zrobić ze swoim życiem – a wiem z obserwacji, że to nie depresja, tylko wygodnictwo – buntuję się. Tak, jestem nieczułą wydrą. Przestaję być czuła… Wyleczcie mnie, jeśli macie argumenty na to, że nie potrafię kochać bezwarunkowo.
Nie potrafię, gdy ktoś jednak te warunki milcząco mi stawia, nie dając niczego sensownego w zamian.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze