Konturówki w świecie makijażu to nie nowość, kreski goszczą na naszych twarzach od lat, w historii - od wieków i w zasadzie niewiele się w nich zmienia. Czarna kreska to podstawa, a nieco znudzona klasyką, z przyjemnością sięgam po wszelkie wariacje na temat kosmetyków umożliwiających jej malowanie. Tym razem jest to z pozoru zwykła, cienka, drewniana kredka, ale... uzbrojona w brokat.
No właśnie – „uzbrojona”, bo brokatu jest w niej bardzo dużo, jednak pozostałymi właściwościami nie odbiega od kredek Mon Ami. Jest miękka i bardzo łatwo się nią rysuje. Wbrew moim początkowym obawom – brokat podczas aplikacji nie jest wyczuwalny na skórze, więc nie ma obaw, że przy rysowaniu zrobimy sobie peeling powiek.
Makijaż nią można wykonać na wiele sposobów – rysunek „na surowo” będzie miał kolor intensywnej, głębokiej czerni natomiast lekko roztarty (palcem lub patyczkiem kosmetycznym) przybierze obraz bardziej mglisty i przydymiony.
Osobiście polecam wykonanie kreski tuż nad linią mocno wytuszowanych, górnych rzęs (dokładnie w takiej kolejności: najpierw rzęsy, później kreska). Kreska powinna być niezbyt gruba (trzeba zadbać o odpowiednia ostrość kredki) i nie powinna wychodzić za daleko poza linię rzęs przy zewnętrznych kącikach oczu. Podczas malowania drobinki brokatu zostają nie tylko „na kresce”, ale także przyczepiają się do samych rzęs. Dodaje to spojrzeniu zalotnego blasku - gwiaździste niebo na powiekach, trochę w bollywoodzkim stylu. Brokat trzyma się w miarę dobrze, w ciągu dnia odrobinę go ubywa, jednak świecące iskierki zostają w strategicznych miejscach (głównie na kresce). Sam rysunek jest trwały, dzięki wodoodporności kredki nie straszna mu wilgoć czy łzy, nie ma też tendencji do samoistnego rozmazywania się czy blaknięcia.
Ostrzenie – coś, co zniechęca do używania drewnianych kredek – tu nie sprawia najmniejszego problemu. Drewno nie jest za suche, więc nie kruszy się a do temperowania można wykorzystać nawet najzwyklejszą temperówkę z piórnika przedszkolaka. Natomiast dla zachowania ostrości samego rysika (nawet bez temperowania) polecam odpowiednie uformowanie go palcami. Dobra kredka pod wpływem nieco wyższej temperatury (np. ogrzana w dłoni) powinna stać się miękka jak plastelina, wtedy wystarczy zrobić czubeczek, wrzucić do kosmetyczki (ewentualnie lodówki, jeżeli kredka będzie potrzebna wcześniej niż za 12 godzin) i zapomnieć do następnego makijażu.
Dostępne są dwa brokatowe kolory: czarny i popielaty. Natomiast sama kredka jest nie do pomylenia z żadną inną, gdyż ozdobiono ją srebrnymi gwiazdkami.
Kredkę kupić można małych, niesieciowych często osiedlowych drogeriach, w budkach z kosmetykami na bazarach, ponoć także w niektórych sklepach Społem.
Ciekawy drobiazg urozmaicający makijaż – warto się rozejrzeć.