Nie spodziewałam się cudów i nie brałam na poważnie ani jednej obietnicy producenta, dotyczącej właściwości tego kosmetyku. Potrzebny był mi balsam i to, oprócz ceny i znośnego zapachu, było priorytetem. Jednak balsam okazał się tak świetny, że padł ofiarą mojego świątecznego spisku – każda kobieta w mojej rodzinie otrzymała ode minie jego egzemplarz w gwiazdkowym prezencie. Wszystkie są zachwycone.
Co sprawia, szybko przypadł nam do gustu? Ja rzekłabym, że jego moc tkwi w konsystencji. Jest lekka, dość rzadka – więc aplikacja jest szybka i niekłopotliwa, ale efekt nawilżenia, choć nieoczekiwany – powala z nóg. Skóra chłonie go jak wodę, staje się aksamitnie gładka i miękka, i nasycona na długo. Nawet mocno przesuszone łokcie, kolana, czy kostki szybko regenerują się przy jego pomocy. Co ciekawe, balsam wcale nie jest tłusty. W kwestii nawilżenia powinien zadowolić nawet tych bardzo, bardzo wymagających.
Poza nawilżeniem, producent obiecuje też dotlenienie (którego wizualnie nie da się ocenić), wysmuklenie sylwetki i przyspieszenie spalania kwasów tłuszczowych (co dla mnie brzmi jak czysta herezja) i ochronę przed przedwczesnym starzeniem (o tym porozmawiamy za jakieś 20 lat). Wierzcie w co chcecie, ale te sprawy chyba nie są aż tak istotne. Warto natomiast zwrócić uwagę na obecność w składzie alg Ao Nori, koenzymu A i witaminy B5.
Zapach – bardzo miły, wczesnoletni, konwaliowo-pudrowy. Utrzymuje się dość długo na skórze.
Butelka – jasnoniebieska, prosta, wygodna – obowiązkowo wyposażona w klapkę. Niestety trochę niestabilna. Mieści 250ml.
Balsam jest świetny – polecam go każdemu. Na mnie czeka już kolejna butelka.
Producent | Kolastyna |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Kremy, mleczka, balsamy, masła do ciała |
Przybliżona cena | 10.00 PLN |