W kosmetologii funkcjonuje robocze określenie „włosy mieszane”. Szczególnie osoby regularnie farbujące włosy wiedzą co to znaczy. Suche końcówki i tłuste nasady – a żaden kosmetyk nie potrafi trwale rozwiązać tego problemu. Jedynie okresowe zmiany kosmetyków pielęgnacyjnych pozwalają na jakiś czas oszukać włosy. I właśnie w ramach takiego oszukiwania natury na mojej półce stanął ten szampon.
Przeznaczony jest do włosów normalnych i przetłuszczających się, powinien więc pomóc w odciążeniu włosów po intensywnej kuracji dość ciężkimi preparatami ratującymi włosy zniszczone. I pomaga, ale cudów nie należy się po nim spodziewać.
Dość miła dla oka, 250ml przezroczysta butelka, do złudzenia przypomina żel pod prysznic z tej samej serii, w roztargnieniu nie trudno więc o pomyłkę. Konsystencja umiarkowanie gęsta, o krystalicznie zielonym kolorze. Zapach nie zachwyca, nie ma w nim ani obiecanych borówek, mięta nie przypomina mięty. Aromat z pogranicza zapachu płynu do mycia naczyń i środka do czyszczenia szyb.
Szampon pieni się „normalnie”, spłukuje bez trudu, a co najważniejsze podczas mycia nie plącze moich półdługich włosów. Działanie – zaskakujące – ten szampon po prostu myje włosy. Nic więcej. Nie zmniejsza w widoczny sposób intensywności przetłuszczania, nie wygładza, nie nabłyszcza, nie powoduje matowienia włosów, nie wysusza, nie nawilża, nie pomaga w układaniu, ale też nie przeszkadza. Taki – przeciętny szampon.
Po zużyciu połowy butelki (tu warto wspomnieć o niezbyt zachwycającej wydajności) zauważyłam, że wypadających włosów jest dwa razy więcej niż zwykle i na tym skończył się jego trwały związek z moimi włosami. Od czasu do czasu wracam do niego, tak na „odświeżenie”, ale do regularnego stosowania zupełnie nie polecam!
Producent | Forte Sweden |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja włosów |
Rodzaj | Szampony: oczyszczające |
Przybliżona cena | 6.00 PLN |