W zdrowiu i chorobie, aż do śmierci?
REDAKCJA • dawno temuNiesprawiedliwie utożsamia się syndrom kobiety-ofiary z mężem pijakiem i bokserem. Rozumiem, że takich jest najwięcej. Ale są inne przypadki, o których taktownie się milczy ze względu na drażliwość kwestii...
Niesprawiedliwie utożsamia się syndrom kobiety-ofiary z mężem pijakiem i bokserem. Rozumiem, że takich jest najwięcej. Ale są inne przypadki, o których taktownie się milczy ze względu na drażliwość kwestii.
Znam to z pierwszej ręki, jako jedyna osoba przyjazna mojej siostrze – reszta rodziny odwróciła się od niej 16 lat temu. Siostra z mężem mieli wypadek samochodowy, szwagier po zmiażdżeniu ciała we wraku utracił dwie lewe kończyny. Pomimo uzyskanego wysokiego odszkodowania i ubezpieczenia, oraz oficjalnego orzeczenia o winie kierowcy drugiego samochodu, uparcie twierdził, że za wypadek winę ponosi moja siostra (pasażer), z powodu… gadulstwa.
Po wyjściu szwagra ze szpitala było jeszcze przez chwilę względnie dobrze między nimi, potem zaczęło się piekło. Szwagier odmówił przysposobienia protez, wszedł na ścieżkę użalania się nad sobą i gnębienia żony. Był "terapeutowany", leczony chemicznie. Bez skutku. Siostra walczyła o niego, opiekując się jednocześnie 4-letnią córką. Po pół roku od wypadku zaszła w ciążę, szwagier zażądał aborcji. Siostra nie zgodziła się.
Cała rodzina nasza i szwagra odcięła się, potępiając siostrę za całokształt. Ona pracowała, wychowywała dwoje dzieci. Mąż nie rehabilitował się, urządził się w osobnym pokoju, pogrążył w sobie. Ustało jakiekolwiek pożycie. Zachowywał się jak pełen obrzydzenia wróg, maszyna do karmienia.
Moja siostra jest sumienna i bogobojna, brali ślub w kościele. Udręczona, wytrzymywała wszystko. Nigdy nie spędziła nocy poza domem, nie zaniedbała niczego. Jest piękną kobietą. Poznała kogoś, gdy młodsza córeczka poszła do podstawówki. Tamten człowiek błagał ją o szansę wspólnego życia, o rozwód, przynajmniej o separację. Nie poszła na to.
Dziś ma 45 lat, najlepsze czasy za sobą. Nikt poza mną i przyjaciółmi jej nie pomaga. Szwagier to złośliwy, odrażający, uzależniony od leków wrak, bez kontaktu z dziećmi, bo sam tak zdecydował. Lada chwila młodsza córka zniknie z domu i pozostanie piekiełko w duecie.
Możemy czasem w mediach odnieść mylne wrażenie, że osoby kalekie są albo ekstremalnie ubogie i wyrzucone na margines, albo utalentowane, energiczne, pełne woli życia, wspinające się w Himalajach i biegające na olimpiadzie. To mylące. Mój szwagier mógł mieć wszelką pomoc medyczną i techniczną, pieniądze nie były problemem. Odrzucił wszystko, zniszczył życie własne i mojej siostry, która nie miała siły iść za swoim szczęściem. Gdyby zginął w wypadku lub popełnił samobójstwo, rodzina też zapewne znienawidziłaby ją, ale przynajmniej ona miałaby szansę na jakieś sensowne życie, zamiast szukać tego sensu w cierpieniu.
Ale cóż, wychowanie nas zniewala, boimy się opinii innych i samych siebie. A już nie wyobrażam sobie, co by orzekł sąd, gdyby siostra chciała się rozwieść! To by dopiero była jazda!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze