Śmieciowe życie
REDAKCJA • dawno temuZauważam ciągły spadek jakości mojego życia. Gdy kupuję sobie buty, rezygnuję z dentysty. Regularnie coś sprzedaję z domu, aby wyrobić się z rachunkami. Nie stać mnie na ukochane książki ani kino, może więc to dobrze, że mam mało czasu i jestem coraz bardziej zmęczona? Coś mi mówi, że będzie coraz gorzej, mimo że nie urodziłam się pesymistką ani nieudacznikiem. Co dam moim córkom? Czy już na starcie będą bezrobotne, jak trąbią media? A ja będę za chwilę do nich wyciągać rękę po pieniądze na lekarstwa?
Jestem wdową z dwiema córkami-studentkami. Pracuję jako handlowiec za minimalną stawkę etatową plus prowizje. Nie stać mnie na odkładanie na emeryturę prywatną. W związku z kryzysem w branży, moje dochody spadły od roku o jedną czwartą, a czynsz za mieszkanie kwaterunkowe w mojej kamienicy wzrósł do 10 zł/m². Nie mogę podjąć dodatkowej pracy, gdyż w tej spędzam 10–12 godzin dziennie lub jestem w rozjazdach.
W tym roku niechętnie pozwoliłam dziewczynkom przerwać studia i wyjechać za granicę do pracy. Wiem, że chciały mi ulżyć w domowym budżecie i kocham je za to, ale jeszcze całkiem niedawno, za życia męża, zupełnie inaczej wyobrażałam sobie rolę nas, rodziców. To ja mam pomagać im, nie one mnie! Jestem przecież ciągle kobietą w sile wieku.
Zauważam ciągły spadek jakości mojego życia. Gdy kupuję sobie sweter lub buty, rezygnuję z dentysty. Nie stać mnie na ukochane książki ani kino, może więc to dobrze, że mam mało czasu i jestem coraz bardziej zmęczona?
W ostatnich miesiącach zauważyłam z przerażeniem, że… regularnie coś sprzedaję z domu, aby wyrobić się z rachunkami: a to akwarelkę, a to zabytkową maszynę do szycia, a to sześć krzeseł. Czasem bywa tak, że widzę w lustrze siwe odrosty, mam nazajutrz jechać między ludzi w sprawach biznesowych, a nie stać mnie tego dnia nawet na farbę do włosów. Zdarzyło się też, że zachorował nasz kot, a ja nie miałam za co opłacić weterynarza… Koleżanka z pracy pożyczyła mi pieniądze w środku nocy, błagając, bym oddała w przeciągu tygodnia, bo jest w fatalnej sytuacji finansowej.
Coś mi mówi, że będzie coraz gorzej, nie lepiej, mimo że nie urodziłam się pesymistką ani nieudacznikiem. Co dam moim córkom? Czy już na starcie będą bezrobotne, jak to wszem i wobec trąbią media? A ja będę za chwilę do nich wyciągać rękę po pieniądze na czynsz i lekarstwa? Zastanawiam się też, jak radzą sobie np. małżeństwa z dwójką dzieci i kredytem na duże mieszkanie… Czy w ogóle są w stanie w nocy zasnąć?
Nie wiem, na kogo głosować w tym roku. Coraz częściej za to wspominam lata 90., kiedy miałam szansę pozostać na Zachodzie w godziwych warunkach pracy i płacy, ale nie skorzystałam. I wśród moich rówieśników słyszę podobne dylematy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze