Po poronieniu podróże pozwoliły jej odnaleźć samą siebie
MAŁGORZATA MROZEK • dawno temuNiedawno, bo 15 października, w Polsce obchodzono Dzień Dziecka Utraconego. To właśnie tego dnia wspomnieniom oddają się zarówno rodzice, którzy stracili dzieci wskutek ciężkich chorób, jak i kobiety, które poroniły. Jak sobie radzić ze stratą? Jakiś czas temu swoimi przeżyciami oraz sposobem na odbicie się od dna podzieliła się z czytelnikami autorka bloga „Podróże Dziewczyny Spłukanej”.
Karolina Słomska odwiedziła już 28 krajów, mieszkała w Polsce, Hiszpanii oraz w Anglii. Obecnie jej życie toczy się w małym miasteczku na południu Francji, gdzie wraz z partnerem oczekują przyjścia na świat pierwszego potomka. By dotrzeć do miejsca, w którym znajduje się teraz, musiała jednak poradzić sobie z poronieniem i zebrać w sobie siły, by wyruszyć w podróż.
Matka dzieci nienarodzonych
Karolina, odkąd pamięta, marzyła o byciu mamą. W pierwszą ciążę zaszła cztery lata temu, będąc w stałym, ale wyjątkowo burzliwym związku. „Wpadka. Nagle okazało się, że w ogóle nie znałam mojego partnera. Awantury o moją odmowę aborcji, płacze, krzyki, przekleństwa, błagania. Zostałam sama” - opisuje swoje wspomnienia we wpisie „Ja, matka dzieci nienarodzonych”.
Tuż po powrocie do domu Karolina zaczęła plamić. Lekarz przepisał jej hormony oraz leki rozkurczowe i nakazał leżeć. Leżała całymi tygodniami, co chwilę lądowała na pogotowiu. Lekarz wreszcie pozwolił jej wstawać z łóżka, a ciocia przyjaciółki wywróżyła jej dziewczynkę. Niestety, gdy ciąża zaczynała być widoczna, Karolina poroniła. „Zostałam z niczym. Bez mojego maleństwa, bez związku, bez celu w życiu, bez chęci. Za to z depresją, która ciągnęła się za mną przez kolejne trzy lata” - pisze.
Widok ciężarnych nastolatek i kobiet, które będąc w ciąży zaciągały się papierosem wzbudzał w niej złość. Nie była w stanie wywiązywać się z obowiązków, w końcu bała się wstać z łóżka i wyjść do świata. „Stwierdziłam, że albo się zabiję, albo ucieknę. Więc uciekłam. W podróż. Musiałam. Nie miałam pieniędzy na jedzenie, moje biuro przynosiło straty, ale musiałam uciec” - czytamy we wspomnieniach Karoliny.
Ucieczka w podróż
Ucieczka w podróż okazała się przełomem i początkiem nowego, szczęśliwego życia. Największą ulgę przyniosło jej El Camino – Droga św. Jakuba. „Niosłam ze sobą symboliczne dwa kamienie – za mnie i moje nienarodzone dziecko. Zostawienie ich w odpowiednim miejscu było chyba najtrudniejszym gestem, jaki w życiu wykonałam. Ale pomogło” - wspomina Karolina. Jej podróże trwały dalej. W Londynie poznała Anthony'ego, swojego obecnego partnera. Bardzo szybko zapragnęli założyć rodzinę.
Kolejne miesiące starań kończyły się niepowodzeniem. Wreszcie, kiedy już „przestali się starać”, doczekali się upragnionej ciąży. „Mały Żabojad został spłodzony gdzieś w nepalskich Himalajach, odkryty zaś w Indiach. Od samego początku wymiotowałam jak kot i czułam się okropnie. Na myśl, że mogę być w ciąży, naprowadził mnie wyjątkowo chudy, indyjski znachor, który machając wahadełkiem nad straszliwie grubą książką oraz kartką z moim imieniem oznajmił, iż źródło mojego samopoczucie jest natury ginekologicznej. Trochę z tego żartowaliśmy, ale i tak kupiliśmy test. Nie wytrzymałam do rana: dwie grube kreski” - zdradziła blogerka.
Choć Karolina i Anthony nie chcieli przerywać podróży, zdawali sobie sprawę, że powinni wracać do Europy. Tak też zrobili. Polecieli do Francji. Na szczęście, ponieważ natychmiast po powrocie do domu Karolina zaczęła plamić. Pierwszy trymestr był bardzo ciężki, ale dziecko wykazało się wyjątkowo silną wolą przeżycia. „Teraz dziecko radośnie tańczy w coraz większym brzuchu. Lekarz mówi, że bez dwóch zdań odziedziczyło temperament po mamie, bo nie potrafi usiedzieć chwili spokojnie” - napisała Karolina.
Dzisiaj autorka bloga „Podróże Dziewczyny Spłukanej” z całą świadomością stwierdza, że podróże były dla niej dokładnie tym, czego potrzebowała, by ruszyć na przód. — Na pewno nie uważam ucieczki od problemów za dobry sposób ich rozwiązywania. Ale czasem nowe miejsce, nowi ludzie, nowe otoczenie jest po prostu niezbędne, by móc poukładać pewne rzeczy w głowie na nowo. Tak było w moim przypadku. Gdybym nie ruszyła w pierwszą, bardzo niskobudżetową, zaledwie weekendową podróż, raczej nie byłabym w tym punkcie, w którym jestem teraz. Nabrałam dystansu, wiary we własne możliwości, odwagi – mówi Wirtualnej Polsce Karolina Słomska.
Szczęście nie przychodzi łatwo
Autorka bloga „Podróże Dziewczyny Spłukanej”, pisząc w lipcu post „Ja, matka dzieci nienarodzonych”, postanowiła przestać ukrywać aktualną ciążę. Jednocześnie miała nadzieję, że jej historia doda komuś otuchy i to niekoniecznie kobietom starającym się o dziecko, ale wręcz komukolwiek, kto tkwi w trudnym momencie życia. Zanim podzieliła się swoim przeżyciem z czytelnikami bloga, minęło jednak kilka lat.
— To nie tak, że pewnego dnia obudziłam się i pomyślałam: „Czas się nad sobą poużalać, wykorzystajmy dostępną publikę”. Zwyczajnie znalazłam się w punkcie, w którym duża liczba czytelników pisała: „Ty to masz w życiu szczęście!” I tak też uważam. Mieszkam w pięknym miejscu, mam wspaniałego partnera, wspólnie podróżujemy, a ja jestem w zaawansowanej ciąży. Ale przecież nie zawsze było (i pewnie nie zawsze będzie) tak różowo – mówi Karolina Słomska.
W jednym wpisie, jak wyjaśnia, podzieliła się wspomnieniami z czasu, gdy była niezwykle daleka od szczęścia. — Kiedy nie miałam pieniędzy na czynsz, kiedy zaszłam w ciążę po kilku latach tkwienia w burzliwym związku, kiedy zostałam sama jak palec, kiedy straciłam dziecko po wielu tygodniach leżenia, brania hormonów, wizyt w szpitalu – opowiada. W rozmowie z WP jednocześnie podkreśla, że swoje myśli przelała na klawiaturę nie po to, by się wyżalić.
— Rozmowa z przyjaciółmi wystarczyła. Po prostu nie chciałam dawać czytelnikom zakłamanego obrazu pt. „Możesz wszystko, zawsze będziesz szczęśliwy, szczęście przychodzi łatwo, pieniądze rosną na drzewach, za co się nie weźmiesz, to ci wyjdzie!” - wyjaśnia. Dzisiaj z pełną świadomością mówi, że na wiele rzeczy nie mamy w życiu wpływu. Jedną z nich jest poronienie.
„Kobietom po poronieniach niejako odmawia się prawa do żałoby. Jakby twoje dziecko nigdy nie istniało. Jakby nie było człowiekiem. Jakby nie było ważne. Przecież będziesz miała jeszcze inne. Szukałam dobrych książek, forum, które pomogłyby uporać się z ciężarem w głowie. Wszędzie tylko bagatelizowanie problemu w stylu „no stało się, trudno”, albo infantylne rozumowanie typu „mój aniołek czeka na mnie w niebie” - pisze na blogu Karolina Słomska. W swoim wpisie postanowiła ten temat potratkować nieco inaczej.
— Myślę, że to bardzo trudny temat do rozmowy. Osobiście starałam się poruszyć go w taki sposób, by ani nie bagatelizować uczuć kobiety tracącej dziecko, ani nie podchodzić do tematu zbyt emocjonalnie. Chciałam pokazać, iż czasem trzeba podnieść cztery litery z podłogi, nawet jeśli w danym momencie nie widzimy światełka w tunelu. Bo w ostatecznym rozrachunku warto – podkreśla.
„Lubię swoje życie”
Jak przyznaje na blogu Karolina Słomska, kiedyś opisywała siebie jako życiową pokrakę, niezdarę nieustannie wpadającą we wszelkiego typu preparaty. Dzisiaj jest inaczej. „Jestem „próbowaczem”. Potykam się, upadam, ale zawsze staję na nogi i próbuję znowu. Podróżuję, kocham, smakuję, poznaję niesamowitych ludzi. Kiedy zakładałam tego bloga kilka lat temu, nienawidziłam własnej pracy, swojego życia i siebie samej. Pisałam o diecie, marzyłam o podróżach. Minęło sporo czasu zanim uświadomiłam sobie, że by cokolwiek się zmieniło muszę najpierw spróbować to zmienić” - pisze.
Nim blogerka dotarła do etapu, w którym mogła powiedzieć, że lubi swoje życie, musiała odważyć się je zmienić. W rozmowie z WP zaznacza jednak, że zmiana wcale nie musi być wielka. — Nikt nie każe ci rzucić pracy, męża/żony i wyjechać na Bahamy. To nie tak, iż drastyczne zmiany przynoszą najlepszy efekt i natychmiastowe szczęście. Ale jeśli ktoś nie jest zadowolony ze swojego życia, trudno by polubił je, nie zmieniając nic. Na początek wystarczy kurs językowy, wyjście raz w tygodniu na prezentację w kawiarni podróżniczej, zapisanie się do siłowni. Cokolwiek. A jeśli to nadal nie daje nam szczęścia – próbujemy do skutku – mówi.
Blogerka, oczekując na rozwiązanie, planuje kolejne podróże, już we trójkę. Są duże szanse na to, że dziecko miłość do wojaży wyssie z mlekiem matki. Zanim Karolina dowiedziała się o jego istnieniu, odbywało trekking w Nepalu, podróżowało w indyjskim wagonie najniższej klasy, a nawet spało pod gołym niebem na pustyni.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze