Buty o statusie legendy
MACIEJ GRUSZCZYŃSKI • dawno temuMateriał sponsorowany przez Sneakerpeeker
Kiedy myślimy o modzie, częstym pierwszym skojarzeniem jest dynamika zmian. Trendy stylistyczne wirują, zataczają kręgi, nowe wzory pojawiają się lotem błyskawicy, by rozbłysnąć, zginąć w niepamięci i odrodzić po latach. W tym oceanie pozornego chaosu tkwią jednak niewzruszenie ikony, które w niezmienionej formie cieszą kolejne pokolenia użytkowników. Na pewno będzie to klasyczna mała czarna sukienka, nieskazitelnie skrojony klasyczny garnitur i buty sygnowane logo Dr. Martens. Tym ostatnim przyjrzymy się dziś nieco bliżej.
Jak to się zaczęło?
Osoby niemające dotąd bliższego kontaktu z wyrobami marki Dr. Martens mają prawo być zaskoczone. Na pierwszy rzut oka tradycyjny model buta daleki jest od finezji, brak mu też spektakularnych ozdób. Jak więc właśnie to obuwie zyskało w 2010 roku prestiżowy tytuł najpopularniejszych butów męskich, a jednocześnie zostało uznane za kontrkulturowy symbol dekady? Czy hasła głoszące popularność i opozycję wobec kultury masowej da się połączyć w jedność? Tak — i właśnie umiejętność łączenia skrajności jest jednym z fundamentów popularności, jaką zdobyły martensy. Zacznijmy jednak od początku.
Wszystko zaczęło się w latach czterdziestych XX wieku w Alpach Bawarskich. Niemiecki lekarz Klaus Märtens podczas jednego z narciarskich wypadów doznał niezwykle uciążliwej kontuzji kostki. Szukając rozwiązania, które pozwoliłoby mu normalnie funkcjonować, zainteresował się obuwiem wojskowym. Wysoka cholewka skutecznie stabilizowała uszkodzoną kostkę, jednak twarda podeszwa nie zapewniała wygody. Opracowanie miękkiej wyściółki i kilku dodatkowych usprawnień zaowocowało stworzeniem komfortowego, a przy okazji również bardzo wytrzymałego buta. Konstrukcja sprawdziła się na tyle dobrze, że w roku 1949 trafiła do masowej produkcji, a 10 lat później prawa do wytwarzania modelu zostały wykupione przez brytyjską firmę R. Giggs Group. To w tym momencie na podeszwie pojawiło się charakterystyczne przeszycie żółtą nicią, które do dziś jest jednym ze znaków rozpoznawczych martensów.
Z ulicy na salony
Lata 60 i 70 w Wielkiej Brytanii stały pod znakiem rewolucji kulturowej. Obok tak znanych zespołów, jak The Beatles, czy Rolling Stones do głosu zaczęły dochodzić formacje promujące zdecydowanie bardziej alternatywną twórczość. Obok nowych nurtów muzycznych i punkrockowego brzmienia Sex Pistols i New York Dolls ewoluowała także scena filmowa, malarska i literacka. To właśnie artyści w szczególny sposób upodobali sobie buty Dr. Martensa, a ich śladem poszły coraz szersze rzesze fanów. Z czasem buty trafiły na salony, a ulubioną parę posiadał także Jan Paweł II. Klasyczne modele doczekały się wersji projektowanych przez największych projektantów, w tym Vivienne Westwood i Jeana-Paula Gautier. Symbol buntu królował już nie tylko na ulicach, ale też na parkietach i pałacowych posadzkach.
Klasyczny model 14-dziurkowy jest produkowany do dziś, jednak gama propozycji uległa znacznemu rozszerzeniu. Bez trudu znajdziemy modele we wszystkich kolorach tęczy, wersje dedykowane dla pań, półbuty, a nawet sandały. Warto zajrzeć na stronę Sneaker Peeker, by przekonać się jak urozmaicona, a jednocześnie spójna jest oferta asortymentowa. Oczywiście oprócz innowacyjnych, niekiedy bardzo odważnych wzorniczo propozycji, znajdziemy tu także modele klasyczne. Wszystkie cechują się najwyższą jakością wykonania i wygodą, a to wystarczająca zachęta, by osobiście sprawdzić, jak komfortowa może być legenda.
Materiał sponsorowany przez Sneakerpeeker
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze