"Droga do Vogue'a" - pamiętnik ze szkoły projektowania mody #1
MAGDA • dawno temuTo jeszcze nie moda i jeszcze nie legendarna szkoła Central Saint Martins, ale już wymarzona Anglia i Foundation Studies in Art&Design… w Maidstone. Roczny kurs Foundation, który musi ukończyć większość przyszłych kandydatów na wyższe studia w dziedzinie sztuki i designu zaczęłam dwa tygodnie temu…
W zeszłym tygodniu zapoznawaliśmy się ze szkołą (niewielką z zewnątrz, ale zaskakująco pojemną!), w tym tygodniu przeszliśmy pierwszy z 6 kursów składających się na "student's rotation" - fashion (moda), graphics (grafika), fine art (sztuki piękne), 3D, print-making , lens based (fotografia). Po przebyciu "podróży" po większości dziedzin sztuki, z którą moglibyśmy się zetknąć w przyszłości, pod koniec października każdy z nas (uczniów) wybierze własną ścieżkę, którą będzie podążał przez resztę roku. Ja nie mam żadnych wątpliwości, że wybiorę Fashion&Textiles. Szczególnie po doświadczeniach tego tygodnia…
Tydzień I — Fashion
Już w zeszły piątek Jane (głowa wydziału mody UCA oddz. Maidstone) rozdała nam kilkustronicowe wprowadzenie do projektu"off the shelf paper caper" i obszerne zadanie domowe - "wyszukajcie minimum 6 starych książek na jakikolwiek(ten sam) temat i zaprojektujcie 4 kreacje, które będą do niego nawiązywały, zróbcie research na temat bookart i dekonstrukcji w modzie, wyprodukujcie swój własny blok używając wyobraźni, gazety i białej emulsji, zniszcie jedną z książek w oryginalny i kreatywny sposób (nawiązanie do bookart), przygotujcie minimum 6 różnych propozycji składania, rozkładania i cięcia papieru (nawiązanie do paperart) i… przynieście to wszystko na poniedziałek". Z niedzieli na poniedziałek spałam 1,5 godziny.
W poniedziałek rozpoczęliśmy pierwsze praktyczne prace nad projektem "off the shelf…". Rozkładanie książek na części pierwsze, suszenie ich, składanie, darcie etc. Ze zniszczonych książek do czwartku miały powstać oryginalne kreacje lub dodatki. Wielkie studio zamieniło się w prawdziwy cmentarz książek*
We wtorek pierwsze manekiny zaczęły przeobrażać się w eleganckie lub ekstrawaganckie fashionistki — powstały sukienki, kołnieże, żaboty a nawet… buty! Ruszaliśmy się jak w ukropie, ale czasu wciąż ubywało. Jakby tego było mało na wieczór zaplanowano freshers' party (impreza dla pierwszoroczniaków). I jak tu zdążyć ze wszystkim na czwartek?!
Impreza się udała (okazuje się, że Maidstone to wcale nie taka dziura jak mogłoby się wydawać), a większość z nas nie zwlekła się z łóżek do południa. Środa, warto zaznaczyć, to dla angielskich studentów dzień sportu. Dla studentów sztuki? Dzień wolny. Teoretycznie. W praktyce nauczyciele wymagają od nas w ten dzień pracy i nauki we własnym zakresie. I tak, z litrowymi butlami evian w torbach, powłóczystym krokiem udaliśmy się do pracowni. Praca skończyła się razem z wkładami do pistoletu klejowego, koło 19.
W czwartek gotowe projekty miały posłużyć nam do wykonania ilustracji modowych. Przebrani w papierowe kreacje, po kolei wchodziliśmy na stół (Jane poleciła nam wcześniej odstrzelić się do granic możliwości -"dziewczyny, faceci — przyodziejcie szpilki i ostry make up, będzie się was lepiej rysowało) i służyliśmy za modeli całej reszcie. Pierwsze rysunki w tuszu, mocnym wywarze z herbaty i węglu były tragiczne, później było lepiej, ale czasu wciąż mało — maks 15 minut na jedną pracę. Zaskakujące tempo i z czasem, o dziwo, efekty, utrzymały się do końca dnia. Pod koniec byliśmy zmordowani, ale zadowoleni. Większość z nas jeszcze nigdy nie wykonała tyle rysunków w tak krótkim czasie!
Piątek, ostatni dzień projektu "off the shelf…" minął na nauce projektowania kolekcji odzieży. Punktem wyjściowym była nasza papierowa kreacja, później, co szkic, dodawaliśmy lub odejmowaliśmy jeden element i modyfikowaliśmy inne — rękawy, kołnierze, mankiety. Koło 2 po południu każdy z nas miał gotową kolekcję minimum 20 strojów. Kolejną częścią zadania był wybór trzech najlepszych (lub "zmiksowanie" kilku za pomocą kalki), przeniesienie ich z formatu A5, na format A2 i dorobienie ciekawych "efektów" ilustracyjnych. "Gong" o 2:30 oznaczał koniec pracy i początek… krytyki. Jane okazała się póki co dość wyrozumiała ("nie powiem wam, że było wspaniale, ale każdy z was ma przynajmniej jedną pracę, która nadawałaby się do portfolio"), ale swoje oceny z poszczególnych projektów poznamy dopiero pod koniec października. Do tego czasu mamy szansę dopracować swoje bloki (swoiste "zeszyty" i miejsce , w którym odrabiamy zadania domowe) i, za pomocą specjalnego kwestionariusza, ocenić sami siebie. Tymczasem — pierwszy raz od tygodnia mamy szansę na porządny relaks, wyspanie się i… wykaszlenie freshers' flu (grypa pierwszoroczniaków). Do usłyszenia!
PS. Zdjęcia pojawią się już wkrótce
* Z powodu zmian w systemie nauczania, czas "rotation" zwężył się o połowę. Praca z materiałami, podstawy szycia na maszynie i stworzenie prawdziwego ubrania nie byłoby możliwe w przeciągu tygodnia. Stąd praca z "szybkim" medium jakim jest papier.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze