Barbie - piękna, nieszczęśliwa…
REDAKCJA • dawno temuPolska głupia blondynka z kawałów to odprysk amerykańskiej Barbie, która, choćby ukończyła pięć uniwerków, zawsze będzie oceniana po nogach i biuście. Dlatego te studia to dla niej czysta strata czasu. Zadania: wyglądać, pachnieć, złapać męża, nie zestarzeć się. Terminarz wypełniony gęściej niż u matki trójki dzieci na dwóch etatach. Barbizm to niebezpieczna filozofia i wyznawanie jej prowadzi kobiety na manowce. Jeśli nie chcesz być traktowana jak głupie mięso, zmień się!
Polska głupia blondynka z kawałów to odprysk amerykańskiej Barbie, która, choćby ukończyła pięć uniwerków, zawsze będzie oceniana po nogach i biuście. Dlatego te studia to dla niej czysta strata czasu. Zadania: wyglądać, pachnieć, złapać męża, nie zestarzeć się. Terminarz wypełniony gęściej niż u matki trójki dzieci na dwóch etatach.
My, kobiety, obruszamy się, że jesteśmy traktowane przedmiotowo, dyskryminowane. Solidaryzujemy się z Barbie, nawet jeśli nie mamy jej wymiarów ani problemów. To nasza smutna, nieszczęśliwa siostra, która albo onieśmiela wartościowych mężczyzn, albo wykorzystywana jest przez palantów. Przecież piękno jest darem od Boga, cóż one biedne mogą na to poradzić, że takie się urodziły?
Dla mnie to jedna z największych ściem naszych czasów! Muszę po pubach wysłuchiwać skarg zakochanych kolegów, którzy boją się zaczepić najpiękniejszą dziewczynę na roku, bo przecież ona na pewno kogoś ma i na takiego jak ja nie spojrzy, czym ja jej mogę zaimponować? Tymczasem taka jedna najpiękniejsza również upodobała sobie mnie do zwierzeń, jaka jest niespełniona, jak bezskutecznie szuka prawdziwej miłości, jak odstrasza facetów, a innym chodzi tylko o seks…
Nie jestem kulawa ani śmierdząca, przy niej jednak wyglądam jak płachta papierowego tła u fotografa. Szarego tła. Żadna z nas nic na to nie poradzi. Staram się traktować najpiękniejszą poważnie – słucham jej cierpliwie, nie wciskam kitu, oceniam realistycznie, doradzam szczerze i w zgodzie z sumieniem.
Świat rządzi się kilkoma prostymi zasadami, bez nich zapanowałby chaos, czy nam się to podoba, czy nie. Jedna z zasad: jak cię widzą, tak cię piszą. Wygląd, zachowanie, ubranie, słownictwo to zakodowane informacje, sygnały, jacy jesteśmy. Moja koleżanka ma platynowe zagęszczone włosy do pasa, wklejone rzęsy z nutrii, rewelacyjne, opalone nogi na niebotycznych obcasach oraz szorty, które nie zasłaniają pośladków. Dekolt na razie nieduży, bo zbiera na powiększenie biustu (ma straszny kompleks na tym tle). Książek nie czyta, bo nie ma czasu, przez studia przegryza się lakierowanymi co pół roku zębami. I… wzdycha za szczerą miłością. Fajnie by było, gdyby ktoś zaakceptował ją taką, jaka jest (sic!), ale jeżeli biust okazałby się jednak zbyt mały, nie wzbraniałaby się przed sponsoringiem.
Na co liczysz, myśląc w ten sposób? – pytam ją w każdej rozmowie. Zaciągam do wieszaków z prostymi dżinsami i T-shirtami, pokazuję cudowne staniki, podsuwam książki – na razie psychologiczne… Jak grochem o ścianę. Jest nieszczęśliwa. Posiada również duszę, której nikt nie dostrzega za firanką nutriowych rzęs.
Moim zadaniem barbizm to niebezpieczna filozofia i wyznawanie jej prowadzi kobiety na manowce. Jeśli nie chcesz być traktowana jak głupie mięso, czemu nie zmienisz sygnałów?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze