Jak się mnożyć?
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuNieustannie dochodzą do mnie sygnały o zapaści demograficznej w naszym wesołym kraju. Polki jakoś nagle zapałały niechęcią do rozrodczości. Co ciekawe, niechęć ta znika w momencie migracji do jakiegoś innego państwa odnoszącego się do macierzyństwa choćby z minimalną życzliwością. Mam tu na myśli zasiłki, dodatki rodzinne, a także dostęp do przedszkoli, opieki medycznej i innych cudności, których próżno wypatrywać nad Wisłą.
Nieustannie dochodzą do mnie sygnały o zapaści demograficznej w naszym wesołym kraju. Polki jakoś nagle zapałały niechęcią do rozrodczości. Co ciekawe, niechęć ta znika w momencie migracji do jakiegoś innego państwa odnoszącego się do macierzyństwa choćby z minimalną życzliwością. Mam tu na myśli zasiłki, dodatki rodzinne, a także dostęp do przedszkoli, opieki medycznej i innych cudności, których próżno wypatrywać nad Wisłą.
W konsekwencji grzmi lament: wymieramy poprzez starzenie się. Zostanie po nas banda bezradnych dziadów, zawieszonych gdzieś, pomiędzy życiem a śmiercią na sznurku głodowej emerytury. Sam będę takim starcem. I też znajdę sobie sznurek. Powtórzmy jednak tę prostą prawdę – Polki nie chcą rodzić i już.
Nie mam z tym wielkiego kłopotu. Wydaje mi się nawet, że życie, niekiedy oferuje atrakcje nieco większego kalibru niż ciąża, poród i karmienie. Jeśli Polska wymrze – trudno, co robić. Nie zabiły nas zabory, nie dał rady Hitler i komuniści, załatwiamy się sami, powoli lecz konsekwentnie. Polskie dzieci, rodzące się hurtowo na wyspach będą Brytyjczykami. Ich wnuki nie powiedzą słowa w mowie Mickiewicza.
Wydaje mi się, że w dyskusji odnośnie sposobów przełamania impasu rozrodczego przyjęto niewłaściwą perspektywę. W mojej opinii, należy zacząć od prostej, brutalnej konstatacji. Mianowicie:
Dzieci to potwory. Bezlitosne, egoistyczne stworzona. Głośne. Bezmyślne. Brutalne. Złośliwe. Okrutne. Życie z nimi to udręka i wieczna niewola. Gdy popełnię morderstwo, wyjdę po dwudziestu latach. Dziecko oznacza dożywocie.
Oczywiście, sam mam syna i bardzo go kocham. Zrobiłbym dla niego wszystko. Poza tym jednym przypadkiem, reszta brzdąców pozostaje mi głęboko wstrętna. Chcieliście sprzeczności, no to ją macie.
Czyż, zamiast się mnożyć, nie lepiej jeździć po świecie? Zarabiać pieniądze? Bawić się wesoło lub ciężko pracować? Przy wrzeszczącym noworodku nawet praca w kamieniołomie wygląda kusząco.
Jak skłonić ludzi do tego, by się mnożyli? Przecież jeszcze niedawno byli w tym całkiem nieźli.
Pewną rolę odegrała emancypacja kobiet i antykoncepcja. Seks został oddzielony od prokreacji z korzyścią dla nas wszystkich.
W tak zwanych dawnych czasach ludzie mieli dzieci nie przez wzgląd na miłość do tych kłopotliwych, niepojętych stworzeń. Po prostu, posiadanie dzieci się opłacało. Brzdące od małego pracowały w gospodarstwie, pomagały w zakładach rzemieślniczych, biorąc za ten wysiłek michę żarcia i koszulę po starszym bracie. W bogatych rodzinach służyły do sojuszy z innymi bogatymi rodzinami. Sojusz ten zwyczajowo zwano małżeństwem, dziś jakże błędnie kojarzonym z miłością.
Potem stopa życiowa poszła w górę, zwiększyła się siła nabywcza pieniądza, wprowadzono ubezpieczenia emerytalne (u nas, traf chciał, w wymiarze symbolicznym) i dzietność natychmiast zaczęła spadać. Jak odwrócić ten trend? Otóż, posiadanie dzieci musi stać się na powrót dobrym interesem. Innego wyjścia nie ma.
Myśliciele związani najczęściej z prawicą wskazują, że w perspektywie krachu systemu emerytalnego dzieci będą jedynym zabezpieczeniem na starość. To jawna bzdura. Powiedzmy, że utrzymanie dziecka kosztuje tysiąc złotych miech w miech. Przemnóżmy tę kwotę przez dwanaście miesięcy, a następnie przez dwadzieścia dwa lata (zakładając, że brzdąc ruszy na studia, jak wszyscy, nie wiadomo po co). Ładna sumka, prawda? Pomyślmy teraz o odsetkach, procentach z inwestycji i tym podobnych. Będzie za co żyć na starość.
Oczywiście, pieniądze mogą przepaść. Wystarczy zła inwestycja. Albo krach. Bywa. Dziecko może wyjechać lub po prostu odwrócić się od rodziców. Z bardzo różnych powodów. Poza tym, instrumentalne traktowanie ludzi jest odrażające. Nie chcę, by mój syn zajmował się mną na starość. Niech żyje swoim życiem.
Znajoma urodziła dwoje dzieci w Polsce. Musiała prosić się o przedszkole. Mieszkała tuż przy Odrze. Przeprowadziła się kilkadziesiąt kilometrów na zachód. Dostaje dodatek rodzinny. Nie musi czekać w kolejce do lekarza. Wystarczył prosty ruch i życie jej rodziny zmieniło się na lepsze.
Posiadanie dzieci musi się opłacać. Nie chcemy mieć dzieci, gdyż widzimy w nich jedynie ciężar. I nie zechcemy, póki dzieci nie zaczną być dobrym interesem. Po prostu, za dzieci należy się wynagrodzenie. Do każdej takiej inicjatywy odnoszę się z wielką życzliwością, kto by się jej nie podjął. Podoba mi się pomysł comiesięcznego przelewu za każdego brzdąca. To jednak nie wystarczy. Jeśli chcemy przekręcić demograficzną wajchę, wypadałoby zatroszczyć się o szkoły i przedszkola, opiekę medyczną, ukręcić łeb podatkom od ubranek, zabawek i tym podobnych. Innymi słowy, konieczna jest kompleksowa zmiana.
Nie znoszę dzieci, ale wiem, że to konieczne. Wiem również, że Polski na tę konieczność nie stać.
No to sobie wymrzemy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze