Mopsy poszły w las!
REDAKCJA • dawno temuIle dzieci musi być regularnie karconych za nic przez własnych rodziców, ile przekupnych rodzin zastępczych trzeba przyłapać, żeby instytucje powołane do czegoś zaczęły po prostu… wykonywać swoją pracę. To znaczy: bronić najsłabszych przed tymi, którzy nie nauczyli się kochać, zamiast wyrywać ich z objęć rodzin może ubogich i niedoskonałych, lecz dających miłość. Może MOPS-y mają genetycznie spaczony węch?
To takie żałosne – popisywać się przez cały dzień psem, który odnalazł w lesie zagubione dziecko, kiedy za tym sukcesem stoi tyle porażek w innych dziedzinach.
Tak się czasem zastanawialiśmy z moim konkubentem – ile dzieci musi być regularnie karconych za nic przez własnych rodziców, ile przekupnych rodzin zastępczych trzeba przyłapać, żeby instytucje powołane do czegoś zaczęły po prostu… wykonywać swoją pracę. To znaczy: bronić najsłabszych przed tymi, którzy nie nauczyli się kochać, zamiast wyrywać ich z objęć rodzin może ubogich i niedoskonałych, lecz dających miłość. Może MOPS-y mają genetycznie spaczony węch?
W Polsce mówi się o ujemnym przyroście naturalnym, z braku perspektyw Polki podobno nie chcą rodzić… Ciekawe zjawisko, że akurat w dobie niżu demograficznego umiera śmiercią nienaturalną tyle małych dzieci. Może wcześniej zwyczajnie się o tym nie mówiło?
Ja i mój facet mamy własne, biologiczne dziecko. Jest dosyć introwertyczne, chcieliśmy nawet doadoptować przynajmniej jedno-dwoje, nawet takie z trudną przeszłością, aby wspólnie otworzyły się na siebie i poczuły się lepiej, bezpieczniej w szczęśliwej zgrai (swoich nie możemy już począć). Patrzyliśmy na to naiwnie.
Najpierw przyszły problemy finansowe, następnie – znamienny dla psychologii tłumu epizod, który przystopował nasze plany. Szłam z synkiem ulicą, w dłoni miałam kawę na wynos. Ktoś nas popchnął niechcący, wrzątek wylał się na rączkę mojego dziecka, zareagowało histerycznym krzykiem z bólu, czemu trudno się dziwić, potem płaczem.
„Społeczeństwo” (dziękuję za czujność) zareagowało natychmiast. Zbiegowisko, policja, pogotowie, mojego partnera wyciągnięto za chabety z pracy. Nasz syn był w szpitalu, oparzenie okazało się szczęśliwie niegroźne. Ale świadków kaźni lekkomyślnej matki znalazło się tylu, że w efekcie… dostaliśmy kuratora. A mogło być gorzej.
Nasz syn ma niewielką, zanikającą bliznę na przedramieniu i dużo większą w duszy. Był szarpany sytuacją, przestraszony, nie rozumiał, co się dzieje. Jak większość dzieci maltretowanych nie przez troskliwe władze, lecz niewłaściwych opiekunów. Nie na ulicy, gdzie wszystko widać, można się rozerwać i do tego popisać obywatelską postawą, lecz w tzw. czterech ścianach. Gdzie sąsiedzi niczego nie widzą ani nie słyszą. Gdzie łatwiej zgłosić głośną balangę niż rodzinną kłótnię, prawda? Czyżby muzyka drażniła wrażliwe ucho bardziej niż dziecięcy pisk?
Dziś usłyszałam w telewizji, że Miejskie Ośrodki Pomocy Społecznej w Łodzi podejmują wielką akcję – mają sprawdzić sytuację wszystkich dzieci do lat sześciu, pozostających w rodzinach objętych tą że pomocą. Będą badać, czy maluchy nie mają na ciele śladów duszenia, cięcia, bicia, przypalania. Brawo. Dobre i to, lepiej późno niż wcale. Doraźny środek, dopóki nasze państwo nie dojrzeje do prawdy, że o jego kulturze i kondycji świadczą: wychowanie seksualne oraz dobry, sprawny „socjal”, w tym szczególnie ochrona materialna i fizyczna najmłodszych.
Na razie cieszę się, że uniknęłam zarzutu usiłowania zabójstwa. Ja miałam wypadek, ale przecież nie wszyscy rodzice patologiczni krzywdzą dzieci z nienawiści czy okrucieństwa. Niektórzy są biedni, zalkoholizowani, sami potrzebują terapii, leku na bezradność.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze