Najlepszy przyjaciel kobiety?
PAULINA DRAŻBA • dawno temuZadaję to pytanie od tygodnia. Sobie. Mija właśnie 20 lat, odkąd jad kiełbasiany czyli najsilniejszą truciznę znaną ludzkości, zaczęto wykorzystywać jako kosmetyk. Ten kosmetyk przez złośliwców nazywany jest najlepszym przyjacielem kobiety. Mowa o botoksie.
Odkąd w kolejce po zastrzyk z botoksu ustawiają się mężczyźni, ten specyfik nazywa się magicznym środkiem do walki z czasem. O ile dawniej przyznawanie się do stosowania botoksu było wielkim nietaktem, było niesmaczne, dziś szczerość, szczególnie wśród gwiazd, zaczyna mnie załamywać. Przyznawanie się jest teraz trendy. Kiedy znane kobiety przełamywały się na łamach kolorowych pism i raczyły nas opowieściami: która, gdzie i za ile, mężczyźni nabierali odwagi. Doszło do tego, że oglądając na przykład tandetną komedię romantyczną, zastanawiasz się ilu aktorów jest w stanie wykorzystać do gry mimikę twarzy. Wnioski są przerażające — niewielu.
Drogie Panie, myślicie pewnie, że mój żal wynika z nieznajomości problemu, jakim jest walka z upływającym czasem. Nie ma zmarszczek i dlatego się wścieka albo nie ma kasy na botoks — myślicie. Otóż nie, nieprawda. Mam bardzo bogatą mimikę twarzy, marszczę czoło, podnoszę brwi, mrużę oczy i pierwsze zmarszki już mam. Na własne życzenie. Wiem, jakie to uczucie, kiedy stajesz przed lustrem, widzisz kolejną rysę na twarzy i marzysz, żeby się jej pozbyć. Ja też marzyłam o pozbyciu się tzw. zmarszczek Marsa, czyli Boga wojny. Gniewni mają takie pomiędzy brwiami. Pozbyłam się. Przez cztery miesiące nie mogłam poruszać mięśniami, które wcześniej idealnie zbierały brwi, tworząc między nimi bruzdę. Czułam się jak… manekin? Tak, czoło było idealnie gładkie, wyglądało rewelacyjnie. I to wszystko. Po czterech miesiącach wszystko wróciło do normy. Mięśnie są rzeczywiście osłabione, ale nareszcie mogę im rozkazywać. Brak kontroli i władzy nad własnym ciałem to najgorsze, co może się człowiekowi przytrafić.
Jestem dumna z każdej swojej zmarszczki. Każda z nich to ślad. Na moim czole można przeczytać kilka pięknych historii. Jest tam smutek pomieszany z cierpieniem i los pięknej miłości. Moje życie pisze kolejne strony książki o tytule "Paulina Drażba", na mojej twarzy i ciele. I to będzie bestseller!
Skąd we mnie ten niesmak? Mam w pamięci kilka sytuacji z poprzedniego tygodnia. One, po czterdziestce, wysokie, szczupłe, bogate, kobiety na wysokich stanowiskach. Zrobione od małego paznokcia stopy po czoło. "Te kobiety bezzmarszczkowe, te kobiety luksusowe" - to o nich śpiewa Maria Peszek. Są tak sztuczne, że nieprawdziwe. A może to żywe reklamy tych baterii, które działają długo? Nie wiem. Bardzo mi tych kobiet szkoda. Wydaje im się, że są nieskazitelnie piękne, że mogą zatrzymać czas. Że wystarczy zastrzyk i znikną problemy. Nie znikają. Na ich twarzach nie znajdziesz żadnej historii. Każda z nich została zamazana, usunięta. Nie ma tam śladu wzruszeń, uniesień, pożądania. I wiem, że po pierwszym zabiegu poszły na następny. A potem na kolejny i kolejny. Ten jeden raz, kiedy sparaliżowane mięśnie nie pozwoliły im wykorzystywać mimiki twarzy, nie przeraził ich. Zafascynował.
Bo botoks rzeczywiście fascynuje. Każda z nas zapewne choć raz pomyślała, że kiedy osiągnie pewien wiek, wstrzyknie sobie botoks, usunie zmarszczki. Bo to takie fajne, bo dzięki temu już zawsze będziemy młode. Kiedyś byłybyśmy przerażone, zabieg potraktowałybyśmy jako poważną operację i byłybyśmy unieruchomione przez kilka tygodni. Dziś możemy wyskoczyć na zastrzyk w centrum handlowym, pomiędzy zakupem kolejnej bluzki a kawą z przyjaciółką. Zabieg trwa od 10 do 15 minut i już. Nie możesz się schylać ani leżeć przez kilka godzin po. A potem możesz już wszystko.
Jest jeszcze jedno ciekawe zjawisko. Botoks party. Jeśli Twoja koleżanka wróciła po weekendzie młodsza o kilka lat, nie łudź się, że jest po prostu wypoczęta. Botoks party to takie spotkanie zaufanych, na które zaprasza się lekarza, a on po prostu robi swoje. Zamiast tańców do rana i plotek - zastrzykowe szaleństwo.
Was to nie przeraża? Nie pijemy soku z buraków, czerwonego wina, bo mamy nieskazitelnie białe zęby. Po zabiegu. Nie mrużymy oczu podczas romantycznych uniesień, bo mamy spraliżowane mięśnie. Możemy podnieść głos podczas kłótni, bo przecież nie podniesiemy brwi. One też się nas nie słuchają. Najgorsze jest to, że kobiet, o których piszę, były tysiące. Dziś są setki tysięcy, a pewnie i miliony.O czym marzą? Dokąd idą? Czego pragną? Nie wiem.
Na pewno też cieszą się powodzeniem u mężczyzn. Zwłaszcza tych, którzy szukają numeru do dobrej kliniki medycyny estetycznej. Parafrazując słowa pewnej piosenki: botoks ma ona, botoks chce on…
Jestem przerażona.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze