"Zatańcz ze mną", reż. Peter Chelsom
Jak się można spodziewać, między zdołowanym adeptem a namiętną panią pedagog coś zaiskrzy. Żaden reżyser nie kojarzyłby ze sobą tak dla hecy posiadaczki najpiękniejszego, ubezpieczonego na milion dolców siedzenia świata z siwiejącym idolem trzech czwartych kobiet na tej planecie. A jak już zaiskrzy, to iskrzyć się będzie przez film cały, głównie na parkiecie. Nasz bohater ma jednak idealną żonę (Susan Sarandon), niewiastę przystojną, czujną, spostrzegawczą, a na dodatek mądrą i wyrozumiałą. Ta wynajmuje detektywa…
Żonaty mężczyzna i piękna, młoda kobieta, to kombinacja sugerująca nieliche kłopoty. Ale Zatańcz ze mną nie jest historią mrocznego pożądania czy obyczajowym dramatem, jeno ciepłą bajeczką. Bajeczką o tym, jak odzyskać utraconą radość życia. Z filmu wynika, że niezawodnie pomaga w tym jakieś fajne hobby. Pasja po godzinach.
Zasadniczo bajka ta jest jadalna i niegroźna dla zdrowia. Ewoluuje, przybierając znane widzowi formy. Od studium niesprecyzowanego kryzysu,zagubienia i spleenu, po optymistyczne widowisko w stylu „śpiewać każdy może.” Nie zabrakło też sympatycznych postaci drugoplanowych, stanowiących wdzięczne tło dla głównego wątku. Kursanci są barwną zbieraniną. Mamy więc grubego, nieśmiałego Murzyna, hałaśliwą czterdziestolatkę żyjącą w ułudzie nieprzemijającego seksapilu oraz macho będącego kryptogejem. Jest też dyskryminowany przez kolegów z pracy prawnik - ekscentryk, wiodący podwójne życie miłośnik solariów i peruk…
Wszystko to jest lekkie, ciepłe i zabawne, iście, że tak powiem, taneczne. Zarówno Lopez, jak i Gere dobrze się czują w roztańczonych rolach, toteż ich podrygiwania są sprawne, kompetentne i miłe dla oka.
W pewnym momencie sprawy przybierają obrót zgoła nieoczekiwany… ale o tym sza. Dość rzec, że jest to obiecujący instruktaż radzenia sobie z problemami małżeńskimi. Polecam obejrzenie tego filmu szczególne znużonym parom z dużym stażem, nad którymi zawisła groźba sprawy rozwodowej.
Pomóc - nie pomoże, ale na pewno nie zaszkodzi.