Za Zabójcze ciało w największym stopniu odpowiada opromieniona sławą i obsypana nagrodami za fenomenalne Juno scenarzystka Diablo Cody. Ta informacja paradoksalnie przeszkadza w odbiorze filmu. Bo Zabójcze ciało to typowy produkt okolicznościowy (czyli np. walentynkowy, gwiazdkowy czy właśnie halloweenowy).
[photo position="inside"]20042[/photo]A więc szmira nakreślona pod kątem określonej (i niezbyt wymagającej) grupy odbiorców. Diablo Cody oczywiście wykonuje tu drobne (i niestety nieliczne) ukłony w stronę swoich fanów. Gdzieś w tle pojawiają się charakterystyczne dla niej popkulturowe nawiązania, kpiny z amerykańskiej mentalności itd. Tyle że wszystkie one są grzeczne, zachowawcze i (w porównaniu z Juno) zadziwiająco wręcz mało błyskotliwe.
[photo position="inside"]20043[/photo]Sprawiają wrażenie, jakby Cody usprawiedliwiała w ten sposób popełniony kompromis (na zasadzie: my wiemy, że wy wiecie..., że fajnie zarabiać kasę). I w porządku. Sprawnie wykonane kino gatunkowe zawsze ma rację bytu. O ile zapewnia rzetelną rozrywkę.
A Zabójcze ciało nie do końca radzi sobie także i w tej kategorii. Bo nie zamierzam narzekać na to, że Diablo Cody serwuje nam bardzo sztampowe połączenie licealnej komedii romantycznej i horroru. Gorzej, że ta komedia zasadniczo nie śmieszy, horror nie przeraża, a trwający niespełna półtorej godziny film bardzo szybko zaczyna się dłużyć. Jeszcze szybciej okazuje się, że głównym powodem, dla którego Zabójcze ciało w ogóle powstało, jest możliwość nieustannego prezentowania (przyznaję, że imponującego) dekoltu Megan Fox.
[photo position="inside"]20044[/photo]I to on właśnie ma przyciągnąć do kin rzesze gimnazjalistów. Dziennikarska rzetelność nakazuje mi jednak ostrzec: prawdziwej golizny twórcy filmu tu nie pokażą. Nudy będzie za to całkiem sporo.
Zagadką pozostaje dla mnie geneza tego filmu. Przecież Juno (przy stosunkowo niewielkim budżecie) zarobiło całą masę pieniędzy. Czyżby Diablo Cody tak szybko wyczerpały się pomysły? Pozostaje mieć nadzieję, że nie. Ale też nie ma sensu stosować taryfy ulgowej. W końcu mamy do czynienia z filmem (jak pisano po premierze Juno) największej nadziei amerykańskiego kina niezależnego. I w tym kontekście jest to dla mnie największe rozczarowanie bieżącego sezonu.