Zgodnie z legendą, czarnoksiężnik Merlin skończył zamknięty w kamieniu (lub, zgodnie z inną wersją tej samej opowieści, w pałacu „sennego marzenia”), gdzie przeszłość i przyszłość zlewa się w jedno wielkie „teraz”. Wydarzenia sprzed tysięcy lat, jutro i wczoraj rozgrywają się jednocześnie przed oczyma nieszczęsnego czarownika; ten szczególny rodzaj kary pozwala na nieustanne przeżywanie każdej chwili swego życia. Niezły koszmar, prawda? Merlin zostaje wspomniany w Wyspie Ściętych Hiacyntów, gdzie indziej G.T. Ballester jedzie otwartym tekstem: nie istnieje ani przeszłość ani przyszłość. Wszystko jest teraźniejszością (…) teraźniejszością w bożym umyśle. Pomylili się tylko co do Boga, który nie istnieje (…) Pewno słyszał pan nieskończenie wiele razy o Księdze Historii. (…) Proszę zwrócić uwagę, że w książce współistnieją początek z końcem i środkami, i gdy tylko poddamy ją lekturze, którą nazywamy zwykłą, jej zawartość jawi się nam jako coś wcześniejszego i późniejszego. Lecz kto wątpi, że można przeczytać ją w inny sposób, najpierw koniec, zawiązanie przed rozwiązaniem? Fragment ten dobrze oddaje zamysł literacki hiszpańskiego autora, jest też pod względem stylu reprezentatywny dla całości.
Porównania do Nabokova nie kończą się na podobnym zamyśle. Wyspa… podziela wątpliwości interpretacyjne Ady…, zwyczajnie, trudno stwierdzić, czy mamy do czynienia z książką genialną, absolutnym arcydziełem, jakie zdarza się może co dziesięć lat, czy może to wysokiej klasy blaga, wydmuszka, gdzie wymuskany styl skrywa pustkę. Trudno podjąć decyzję, co świadczy jednak o klasie powieści. Kłopotliwa, ciężka, nie poddaje się łatwo czytelnikowi, niecierpliwi, zarazem domaga się, by po nią sięgnąć ponownie. Właściwie należałoby ją rozdrapać na kawałki czytając kilkakrotnie lub nawet więcej, przeprowadzić jakieś seminarium, gdzie gadające głowy osądzą: blaga czy nie blaga? Jeśli jednak Wyspa… jest pomyłką, to naprawdę wspaniałą, szalonym błędem pełnym literackiego piękna, wolę więc, by tak mnie oszukano, niż kto inny prawdę mi klarował. Szczególną radość powoduje klasyfikacja gatunkowa. Z Cagliostrem i innymi nieśmiertelnymi, błyskotliwym wymazaniem Napoleona z kart dziejów (wymazanie to dokonuje się na drodze dedukcji, Bonaparte musi więc zniknąć) i innymi drobiazgami Wyspę… należy przypisać do fantastyki. Oto przykład literatury fantastycznej wyrosły z pozagatunkowych źródeł, znajdujący oryginalne ujęcie zużytych przecież tematów (nieśmiertelność) i bohaterów. Jakby ktoś mi kwiaty przysłał.
Niepokojące, dziwne, w jakiś sposób – znakomite.