Przejdźmy jednak do wad. Jakkolwiek dbała o realia, Walkiria przez cały czas pobrzmiewa fałszywą nutą. Skąd to wrażenie? Na pewno w jakiejś części bierze się ono z faktu, że zarówno naziści, jak i antyhitlerowcy mówią po angielsku (to samo dotyczyło filmu Opór). My Polacy znamy hitlerowskie komendy na pamięć, język wroga jest dla nas jego integralną częścią i kiedy ów wróg zostaje go pozbawiony, zwyczajnie traci na wiarygodności. Hollywood nie robi wyjątków - film z napisami by się nie sprzedał. Być może w Niemczech, dzięki dubbingowi, zabrzmi lepiej.
Mimo iż Tom Cruise nie wypada tu tak irytująco amerykańsko, jak można się było obawiać, to też nie udaje mu się stworzyć postaci z krwi i kości.
[photo position="inside"]19619[/photo]Jego Stauffenberg jest sztywny, jakby pił wywar ze szpiku kostnego. Pomimo całkowitego poparcia dla jego z gruntu słusznej misji nie sposób się z nim utożsamić. To także wina źle napisanych dialogów, które są płytkie, po amerykańsku patetyczne i puste i w żaden sposób nie dodają postaciom psychologicznej głębi. Wreszcie sama narracja wydaje się po prostu pozbawiona tempa i napięcia. Jest doskonała scena w Wilczym Szańcu, kiedy Stauffenberg jedną ręką uzbraja bombę, jest kilka ciekawych i nieźle zagranych fragmentów, które pokazują strach i oportunizm niemieckiej administracji, ale to nie wystarczy, by nadać całości rozmachu.
[photo position="inside"]19620[/photo]Wszystkie spotkania i przygotowania w łonie ruchu oporu wypadają jakoś harcersko - nie towarzyszy im napięcie, atmosfery konspiracji brak (przecież to największa operacja zmierzająca do zgładzenia największego zbrodniarza naszych czasów!). Tandemowi Singer-McQuarrie, którzy mają na swoim koncie gangsterski hit Podejrzani, nie udaje się tym razem oddać napięcia tych chwil. Ich film wypada jak poprawna, ale niemrawa lekcja historii dla licealistów, telewizyjna inscenizacja bez ikry i jaja. Można obejrzeć, ale wcale nie trzeba.