Japończycy, okazuje się, mają kapitalne poczucie humoru. I niezwykłe wczucie poezji. Otóż na wiosnę kraj ten ogarnia szaleństwo podziwiania kwitnących wiśni. Święto to określane jest mianem „sakura”. Japończycy każdą wolną chwilę poświęcają wtedy na pisanie haiku (krótkich wierszy), spoglądanie na kwitnące drzewa i picie mnóstwa alkoholu. Chociaż w niektórych miesiącach poziom samobójstw z powodu przepracowania gwałtownie rośnie, w tych dniach Japończycy pozwalają sobie na coś więcej niż tylko myślenie o pracy.
Ta atmosfera udziela się również cudzoziemcom. Autor brał udział w wielu imprezach, które totalnie zmieniły jego punkt widzenia na japońskie poczucie humoru. I tak, po jednym z suto zakrapianych bankietów (na których pito sake i piwo) Ferguson ułożył takie haiku: Już wiosna – Spada kwiecia deszcz. Podajcie piwko, dobra? I wtedy właśnie (pod znacznym wpływem alkoholu) postanowił przemierzyć Japonią autostopem. A że po wytrzeźwieniu nic kompletnie nie pamiętał, Japończycy skrupulatnie mu o tym przypomnieli. Ferguson musiał więc podjąć wyzwanie.
Na trasie jego wędrówki znalazło się m.in. miasto Kagoshima, nazywane Neapolem Japonii. Wszystkie przewodniki tak mówią – pisze Ferguson. - Jako że w Neapolu nigdy nie byłem, trudno mi wypowiadać się na ten temat. Miasta te powiązane są umową partnerską, która sprawia wrażenie deklaracji zbiorowego samobójstwa. Oba znane są przede wszystkim z tego, że ich mieszkańcom grozi niechybna zagłada, ponieważ leżą w cieniu wulkanów. Otóż na Kagoshimą króluje posępny kształt czynnego wulkanu Sakurajima, który swym morderczym potencjałem znacznie przewyższa Wezuwiusza. Już wcześniej tereny wokół wulkanu były zalewane przez lawę, a mimo to mieszkańcy odbudowywali zniszczone domy i znów osiedlali się u stóp Sakurajimy, uprawiając tam olbrzymią rzodkiew, wielkością przypominającą arbuza. Kiedy w trakcie pobytu w Kagoshima Will Ferguson usłyszał pomruk wulkanu, krzyknął: Ratuj się, kto może! Na co zebrani wokół niego Japończycy stwierdzili: A po co? Przecież wulkanu nie da się wyprzedzić (ja, oczywiście, mimo wszystko próbowałem). Ta anegdotka (jedna z wielu pojawiających się w książce) świetnie opisuje różnice między myśleniem europejskim a dalekowschodnim. Mówi ona wiele o nas samych i o kraju położonym na obrzeżach świata. Właśnie dlatego po przeczytaniu książki Willa Fergusona lepiej zrozumiemy mentalność Japończyków oraz fakt, że tak sprawnie, bez szaleństwa i chaosu, poradzili sobie z katastrofą po przejściu tsunami. Książka W drodze na Hokkaido to obowiązkowa lektura dla miłośników Japonii.