Kiedy najłatwiej jest nam wspominać? Okazuje się, że wtedy, gdy jesteśmy z dala od kraju. Nowe miejsca okazują się być fascynujące, ale jednocześnie wywołują nostalgię, tęsknotę za tym, co właśnie opuściliśmy. Dlatego Wojciech Nowicki zabiera nas w podróż po europejskich metropoliach, proponując odwiedzenie miejsc znanych i nieznanych – obleganych przez turystów i emigrantów. Odwiedzamy więc Gotlandię, Budapeszt, Tarnopol, ale i zaglądamy do Opola, Żytomierza i Krakowa. Wszystkie te miejsca prowokują wspomnienia o rodzinie – wspomnienia bolesne, bo przesycone rodzinnymi tragediami, związanymi z wojną, ubóstwem i emigracją. Każde miejsce, każdy przedmiot wywołuje wspomnienia: zgubiony zegarek, odnaleziony w szufladzie list itp. Nowicki nie gloryfikuje swoich bliskich: pisze o nich tak, jak ich zapamiętał lub tak, jak opisani zostali przez jego dziadków, wujków i stryjów: Z pradawnych czasów próbuję przypomnieć sobie Witka siłacza, Witka głupka, który cały naprężony, z żyłami wyłażącymi na szyi próbował unieść tył warszawy swoich rodziców, naszych sąsiadów, aż znikł któregoś dnia ze swoim niedorozwojem, z głową normalnych rozmiarów, ale przecież szwankującą. Słaby umysł był jego największą siłą, to przyrodzona głupota była źródłem jego mocy, bo on żył cały w swojej głowie.
Jednocześnie książka Nowickiego jest zapisem podróży po Europie. Ale nie jest to klasyczny przewodnik dla turystów tylko osobista refleksja o tym, jak zmienia się kontynent, naznaczony śladami emigrantów poszukujących pracy, szczęścia i spełnienia. Każda napotkana twarz to pretekst do spojrzenia wewnątrz siebie i swoją historię. To pretekst, by wrócić do rodzinnych wspomnień, odtwarzając wszystko to, co było piękne i bolesne. Nowicki przyznaje, że nie jest wytrawnym podróżnikiem, bo każda wyprawa wywołuje w nim strach, obawę, drżenie rąk i bezsenność. Ale wystarczy tylko zrobić pierwszy krok, by poczuć radość z odkrywania czegoś nowego. Andrzej Stasiuk tak napisał o książce Nowickiego: Po co ten Nowicki tak jeździ po jakichś Rumuniach, zadupiach, Italiach? Po co? By żyć podwójnie, by wstrzykiwać pamięci jakąś cudną chemię, która czyni tak żywą jego życie? […] Miejscami skóra cierpnie z radości, gdy się to czyta.
Salki Wojciecha Nowickiego to zdecydowanie propozycja nie dla wszystkich. Jeśli szukamy typowej opowieści podróżniczej, to będziemy książką rozczarowani. Jest to tak naprawdę wyprawa w głąb własnej osobistej historii, z którą czytelnik może się utożsamiać, gdyż takich wspomnień jak te, snute przez Nowickiego, każdy z nas ma w sobie tysiące. Tylko czasami wstydzimy się do nich wracać, bo wydają nam się błahe, banalne, nieistotne. A przecież ze wspomnień zbudowana jest nasza tożsamość. Dlatego warto do nich wracać i warto je zapisać.