Ciąża to tylko jeden kłopot w życiu Matyldy. Kiedy dyrektor teatru, w którym pracuje nasza bohaterka, dowiaduje się, że kobieta będzie miała dziecko, postanawia wyrzucić ją z pracy. Na szczęście Matyldzie udaje się obronić stanowisko, ale od tej chwili będzie obco czuła się w swojej pracy. Na dodatek przyjeżdża z Paryża tajemnicza kuzynka, bliska przyjaciółka jej nieżyjącej babci (Wiktoria Krampp chce odwiedzić dom, który bohaterka otrzymała w spadku). Dodajemy jeszcze byłych facetów Matyldy i jej przyrodnią siostrę Paulę – kobietę o trudnym, irytującym charakterze. Cóż, Matylda musi sama radzić sobie z problemami, a jedyną osobą, do której chciałaby się zwrócić z prośbą o wsparcie, jest jej nieżyjąca babka. Dlatego znaczna część opowieści, zaproponowanej nam przez Hannę Kowalewską, to rozmowa z kimś, kogo już nie ma. To właściwie nie rozmowa, a intymny, osobisty, przesycony emocjami monolog, w którym bohaterka próbuje poukładać wszystko w całość i znaleźć sens w tym, czego doświadcza (co nie jest łatwe, skoro wszystkie przeciwności losu zbiegły się w jedną chwilę).
Książka Hanny Kowalewskiej składa się z mnóstwa fabularnych perełek, które razem tworzą apetyczną literacką całość. Świetnie wypada chociażby scena, w której kobieta przekazuje Janowi informację, że jest z nim w ciąży. Z całą pewnością tak to właśnie w życiu wygląda i chociaż wiemy, czego się spodziewać, dobrze napisana scenka wprawia nas w miłe zaskoczenie: Jasiek opadł na fotel i kontynuował ponure zdumienie. Byłam mu wdzięczna, że w końcu przestał wyrzucać z siebie te beznadziejne zdania. Ale cisza też nie okazała się lepsza. Miała strukturę dławiącego czarnego kleju. - I co teraz będzie? - zapytał w końcu. W jego głosie niestety czaiło się przerażenie. - A co ma być? Dziecko. Jasiek zwinął się, jakbym rzuciła w niego kamieniem. I to z tych większych. Trzymał teraz ten kamień i nie wiedział, co z nim począć. Takie dialogi doskonale oddają charakter współczesnych relacji międzyludzkich – relacji, w których nie zawsze wszystko harmonijnie się układa. Na szczęście nie tylko z takich fragmentów zbudowana jest fabuła powieści Hanny Kowalewskiej. Bo w Przylotach bocianów znajdziemy wiele przekomicznych sytuacji, związanych chociażby z ciążą Matyldy. Kapitalnie wypadają chociażby rozmowy bohaterki z nienarodzonym dzieckiem, pieszczotliwie nazywanym fasolką.
Jak wspomnieliśmy na początku, Przylot bocianów to powieść należąca do popularnego cyklu autorstwa Hanny Kowalewskiej. Na szczęście pisarka zaproponowała nam powieść, którą możemy przeczytać bez znajomości poprzednich książek: Tego lata, w Zawrociu, Góry śpiących węży, Maski Arlekina i Innej wersji życia. Cóż, może zakończenie powieści jest nieco do przewidzenia i nie wnosi tyle energii, jakiej spodziewaliśmy się po tomie kończącym cykl, mimo wszystko do Przelotu bocianów warto sięgnąć, by przekonać się, że nasze – wydawałoby się poważne – kłopoty to pestka w porównaniu z tym, co dzieje się w życiu innych ludzi. Taka literatura ma właściwości oczyszczające, terapeutyczne i oprócz przyjemności z lektury dostarcza nam wiedzy o życiu. A to niepodważalna korzyść.