"Milczenie owieczek", Kazimiera Szczuka
Kazimiera Szczuka to jedna z najbardziej znanych polskich feministek, która wzbudza silne kontrowersje. Największą popularność przysporzyło jej prowadzenie teleturnieju w pewnej stacji telewizyjnej. Faktem jest, że Szczuka nie boi się wygłaszać swoich opinii, nawet dyskusyjnych i prowadzących do sporów. Niewątpliwie dzięki książce „Milczenie owieczek. Rzecz o aborcji” przybędzie jej zarówno entuzjastów, jak i wrogów.
Kazimiera Szczuka nie ukrywa swojego stanowiska w tej ważnej kwestii, która co jakiś czas staje się tematem nr 1 w życiu politycznym (próba dofinansowania antykoncepcji i dążenie do liberalizacji ustawy antyaborcyjnej przez SLD) i w medialnych bataliach. Wątpię jednak, by politycy zechcieli sięgnąć po tę książkę. Członkowie Ligi Polskich Rodzin mają ustalone i niezmienne zdanie w tej kwestii, z Biblią nie dyskutują i mówią jednym głosem, za którym stoi potęgą kościoła. Ugrupowania lewicowe dawno wygłosiły swój pogląd. Reszta robi co może, by uniknąć konieczności zajęcia jednoznacznego stanowiska. A książka Szczuki to ważna pozycja nie tyle literacka, co społeczno-obyczajowa, bo tak trudna i drażliwa kwestia aborcji jest ważnym punktem niedokończonych ciągle rozmów.
„W sporze o aborcję jestem po stronie kobiet” - pisze Kazimiera Szczuka w pierwszym zdaniu i bohaterkami tej książki czyni właśnie kobiety. Opowiada ich historię od przełomu XIX wieku, opisuje między innymi piekło francuskiego podziemia aborcyjnego, przedstawia antyaborcyjne represje w Stanach Zjednoczonych w latach 50 XX wieku, kiedy lekarze dokonujący aborcji chodzili do pracy w kamizelkach kuloodpornych w obawie przed atakami obrońców życia. Opisuje także stanowisko Kościoła, poglądy wykształcające się w dwudziestoleciu międzywojennym, wskazuje na teksty literackie odnoszące się do problemu aborcji i analizuje współczesną sceną polityczną. Szczuka pokazuje, jak stopniowo pod wpływem opinii publicznej, działalności ugrupowań feministycznych w wielu krajach sytuacja kobiet się zmieniała. Nie ukrywając własnego stanowiska przedstawia różne punkty widzenia.
Kazimiera Szczuka zastanawia się, dlaczego głosy polskich kobiet są tak słabe, ledwo słyszalne w tej ważnej przecież dla nich debacie. „Dlaczego oglądamy stale ten sam spektakl, w którym jako strony sporu występują płód, reprezentowany przez księdza albo działaczkę 'prolajfu', i feministka-morderczyni, albo, w wersji unowocześnionej, opiekun, spowiednik i psychoterapeuta wypowiadający się o kobiecie - 'ofierze syndromu postaborcyjnego'?” – pyta. Okazuje się, że temat aborcji i spraw kobiet staje się znaczący, kiedy wypowiada się mężczyzna (jako przykład podaje Szczuka zabranie głosu na tematy kobiet przez znanego psychologa Wojciecha Eichelbergera).
Takie spojrzenie wydaje się nie tyle krzywdzące, co zamykające drogę do dyskusji, a o to chyba autorce raczej nie chodziło.