Kryzys męskości?
Gdzie ci mężczyźni... – śpiewała niegdyś Danuta Rinn, a dziś dopytują o to nasi rodzice i dziadkowie, patrząc na przedstawicieli płci męskiej naszego pokolenia. Owszem - dziś już na pierwszy rzut oka widać, że mężczyźni są inni niż kiedyś. Ale czy faktycznie czegoś im brak? Czy naprawdę wzorca męskości powinniśmy doszukiwać się wśród naszych ojców i dziadków? Czy możemy mówić o kryzysie męskości?
Alicja (23 lata, studentka z Olsztyna):
Ola (29 lat, księgowa z Krakowa):
- Kilka dni temu przed szkołą mojego syna przepychała się banda chłopaków. Byłam przejęta moim pierwszakiem, ale zdążyłam zauważyć, że jest jedna ofiara (chyba pierwszak), a napastników kilku (dzieciaki mniej więcej z IV klasy). Wróciłam do szkoły (dodam, że jest w niej monitoring, a kamera wisi nad wejściem do szkoły, ale chyba dla picu), żeby woźny wyszedł z jakąś miotłą czy coś. I tak się stało. Wszystkiemu przyglądał się facet - w wieku emerytalnym mniej więcej. Taki zadbany, ładnie ubrany. Widział, co się dzieje, ale nie zareagował, nie obronił tego chłopca, nad którym tamci się znęcali. Nie wiem, może po prostu mu się nie chciało, a może bał się, że go wykpią. Zwróciłam mu uwagę, to popatrzył na mnie jak na kretynkę. Pytam, jaki pan przykład daje młodym, co za znieczulica, że co z pana za mężczyzna, skoro nie potrafi zrobić porządku. Zbystrzał i odburknął, że mam się zająć swoimi sprawami. Fajnie skomentowała to inna matka. Powiedziała coś w stylu, ale najważniejsze, że rąk nie pobrudził. A jak pójdzie do domu, to nawrzeszczy na żonę i osiągnie równowagę psychiczną. I coś w tym jest. Ja też mam wrażenie, że kiedyś „prawdziwy mężczyzna” to był taki twardziel z pozoru, który dużo i głośno gadał, ale mało robił.
Monika (31 lat, nauczycielka z Warszawy):
- Kiedy patrzę na moich rówieśników, ale i chłopaków sporo młodszych ode mnie, to nie widzę kryzysu męskości. Nie wiem, czy to kwestia środowiska, czy rozumienia pojęcia „męskość” czy „prawdziwy mężczyzna”.
Wszystko się zmienia i naturalne, że tęsknimy za tym, co minione (często uznajemy je za lepsze). Nie dyskutuję z tym i nic mi do tego, ale jak mnie denerwuje, kiedy starsi faceci kpią z młodych, mówiąc, że to kalesony, nie mężczyźni. Bo co? Bo są bardziej zadbani, bo opiekują się dziećmi, nie poniewierają swoich kobiet? Wkurzają mnie farmazony i idealizowanie starszych pokoleń. Nie sądzę, żeby nasi ojcowie byli tacy super męscy – no może w gadce. Mam taki przykład z własnego podwórka. Mieszkamy z teściami, mamy synka. Kamil ma sześć lat, ale jego dziadek ciągle go strofuje, kiedy ten zapłacze czy mówi o tym, że mu na przykład smutno. „Nie bądź baba”, „Bądź twardy, wstydziłbyś się” – to nasza codzienna śpiewka. Tymczasem mój teść, były pan dyrektor, którego wszyscy się bali, w domowych papuciach staje się taką „babą”, że głowa mała. Nie znam człowieka, no może kobietę w wyjątkowo trudnym hormonalnie okresie, który byłby tak zmienny, delikatny i trudny jak on. Gania swoją żonę, nawet talerza po sobie nie wyniesie. Ciągle się o coś czepia, jest kłótliwy i chamski. Wciąż się za coś obraża, stroi fochy, ma kaprysy. Oczywiście jest nieustająco zmęczony – jak mu nie dokucza głowa, to żołądeczek (ma bardzo delikatny). O ja nie mogę! Nie wiem, co on rozumie pod pojęciem „prawdziwy mężczyzna”, serio. Powiem więcej - kierując się jego rozumowaniem, to mój teść jest bardziej kobiecy, niż każda - stereotypowa - kobieta. Tak czasem sobie myślę, że starsi panowie szydzą z młodych, a tymczasem to ich męskość, naszpikowana pozorami, jest dla mnie wątpliwa.