„Kraina Zimnolubów. Skandynawia dla...”, Tilmann Bünz
Rzeczywiście: życie w Skandynawii może przyprawić o zawrót głowy i jednocześnie wyluzować nas do granic możliwości. Bo Bünz, wyprowadzając się z Hamburga do Sztokholmu, przeżywa cywilizacyjny szok, wracając do życia bliższego naturze. Przyglądając się sarnom odwiedzającym jego ogród, biorąc udział w wyprawie, której celem jest znakowanie niedźwiedzi oraz kąpiąc się z orkami, odkrywa pierwotną dzikość tego kraju, skąpanego w blasku zimnego słońca. Przyzwyczaja się do ekstremalnie dziwnych potraw (np. niestrawnego rarytasu ze sfermentowanego śledzia) i dni, w których jasno jest przez sześć godzin. No i przyzwyczaja się do Szwedów, których podejście do świata dzieli się na dwa okresy: letni i zimowy: Sklasyfikowaliśmy letnią i zimową wersję Szweda. Letnią wersję można według naszej teorii rozpoznać po tym, że napotykany na odludnej ścieżce leśnej odpowiada na pozdrowienie. Zimowy Szwed natomiast unika wszelkiego kontaktu wzrokowego – w obawie przed posądzeniem o nachalność. Coś jeszcze w szwedzkiej mentalności przypadło Bünzowi do gustu: Szwedzi ściszają głos, kiedy odpoczywają na plaży i unikają miejsc, gdzie wypoczywają więcej niż cztery osoby.
Każdy Szwed czeka na nadejście lata. Oczekiwanie to przypomina naszą tęsknotę za latem, tylko że szwedzka ma swoje charakterystyczne konsekwencje, niespotykane w innych krajach Europy. Okazuje się, że w Szwecji odpoczynek jest ważniejszy niż obroty. Bo zdecydowana większość Szwedów wybiera się na urlop, a władzę w firmach przejmują praktykanci. Jak pisze Tilmann Bünz, wtedy lepiej nie planować narodzin dziecka lub wybierać się w podróż samolotem (w 2006 roku stewardesy linii SAS w Norwegii podjęły strajk, bo chciały równouprawnienia w korzystaniu z oferty, jaką przynosi lato).
Kraina Zimnolubów Tilmanna Bünza to lektura nie tylko dla podróżników. Książka ta powinna znaleźć się na półce każdego wielbiciela skandynawskich powieści kryminalnych. Bo dzięki niej łatwiej jest zrozumieć to, co dzieje się w Skandynawii – przede wszystkim typową szwedzką, norweską lub fińską codzienność oraz mentalność ludzi zajadających się kotletami z renifera. Ważny jest także sposób, w jaki Bünz prowadzi swoją opowieść. Bo jest to narracja dziennikarska, żywa, dynamiczna, wciągającą, a więc taka, jaką znajdziemy w reportażu lub dobrym artykule z pierwszej strony. Na pewno nikt z nas nie będzie się nudził. Bo przecież podróże kształcą – nawet te, które odbywamy przemieszczając się ze strony na stronę.