Komedia romantyczna po polsku. A więc kontynuacja specyficznej estetyki, znanej z filmów takich jak: Dlaczego nie! , Tylko mnie kochaj, Ja wam pokażę! itd.
Tym razem mamy do czynienia z dwupokoleniowym love story. Zwariowana, spontaniczna, odziana w bojówki Anna (Stenka) jest matką Kasi (Antonowicz), spokojnej i poważnej nastolatki, która nie chadza na imprezy, nie gania za chłopakami, w miejsce tego wszystkiego wybiera poranny jogging i jogę. Obie samotne, obie wyruszają właśnie na wakacje. I - oczywiście - obie odnajdują wielką miłość. Całą historię scenarzyści opierają na niezwykle topornych i drewnianych kontrastach. Tak więc "wyluzowana" mama trafia w Tatry w towarzystwie statecznego, poukładanego prawnika Michała (Frycz), a "spięta" córka ląduje w słynnej, rozimprezowanej, surferskiej bazie "Chałupy 3", gdzie wpada w oko Pawłowi (Cypryański) - miejscowemu playboyowi, wybitnie rozrywkowej duszy całego towarzystwa. Obie panie, z początku niezadowolone, po całej masie niezwykle przewidywalnych perypetii stwierdzą, że warto wspomniane znajomości zacząć jeszcze raz, z nieco innym już nastawieniem.
Bo o ile matką chrzestną polskiej komedii romantycznej wydaje się być Katarzyna Grochola (to pół biedy; bo to dobra czy zła, ale jednak pisarka), o tyle faktyczną biologiczną matką tego gatunku jest przede wszystkim Ilona Łepkowska. A więc scenarzystka i producentka Klanu, M jak miłość, Barw szczęścia, Na dobre i na złe. Co gorsza Łepkowska najwyraźniej lubi pracować w gronie przyjaciół, czego Jeszcze raz jest szczególnie jaskrawym dowodem. Reżyser Mariusz Malec ma na swoim koncie liczne dokumenty, ale w dziale "fabuła" w jego CV jest wyłącznie siedmioletnia praca na planie M jak miłość. Odpowiedzialny za zdjęcia Damian Pietrasik - Na Wspólnej, Na dobre i na złe, M jak miłość. Jeżeli dodam, że muzykę do Jeszcze raz skomponował nie kto inny jak Piotr Rubik, to chyba już naprawdę więcej mówić nie trzeba.
Wszystkich wad tego filmu wymieniać nie będę. Raz, że powstałaby w ten sposób recenzja o objętości solidnego rozdziału pracy magisterskiej, dwa, że byłoby to kopanie leżącego. Ale o kilku rzeczach nie sposób nie wspomnieć. Poza bzdurnym scenariuszem razi fatalne aktorstwo. Ale i to nie powinno dziwić, wyjaśnienie jest takie samo - Cypryański, Obuchowicz, Krawczyk, Góralczyk - toż to wszystko "dzieci polskich seriali". Tych dłuższych, tzw. tasiemców. Czyli tych, za które odpowiada Łepkowska. Niezwykle komiczny efekt daje umieszczenie w tym gronie dwójki profesjonalistów - Stenki i Frycza. Sceny, w których młodzi rozmawiają ze starszymi, to sceny, w których film spotyka się z serialem. Naprawdę, ubaw po pachy. Uderza też ewidentnie widoczny brak pomysłu na jednolitą tonację całego filmu - scenarzyści i reżyser swobodnie miksują Młode wilki, wspomniane tasiemce i sitcomy z estetyką folderu-reklamówki turystycznych uroków Polski. To zresztą ciekawostka i być może jedyna zaleta nie tylko Jeszcze raz, ale w ogóle większości najnowszych polskich komedii i seriali. Coraz częściej oglądamy piękną Warszawę, piękny Kraków, piękne Mazury, Bałtyk i Tatry. I dobrze. Bo coś mi mówi, że jeżeli są jeszcze w Polsce ludzie nieświadomi piękna naszych gór, jezior itd. to prawdopodobnie są to właśnie fani wszystkich tych Tylko mnie kochaj, Ja wam pokażę! itd. Czyli wiele milionów widzów.
No właśnie. Żeby nie było tak łatwo, warto uczciwie dodać: na festiwalu w Gdyni jest nowa nagroda - Bursztynowe Lwy, przyznaje się ją filmom, które zgromadziły w kinach największą widownię. W zeszłym roku laureatem był zmiażdżony przez krytykę, wyśmiany przez kinomanów i uwielbiany przez miliony Polaków starszy brat Jeszcze raz - Tylko mnie kochaj. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że tak będzie i tym razem. Będziemy drwić z Jeszcze raz, będziemy zastanawiać się, kto na takie filmy chodzi. A potem przeczytamy, że Jeszcze raz został nagrodzony Bursztynowym Lwem. Czyli, że obejrzały go miliony. I bardzo dobrze. W końcu najważniejsze jest prawo wyboru. Ja odradzam.