Emilia Apostoae tęskni za komuną. I o tej tęsknocie jest powieść Dana Lungu.Dziś pani Emilia czuje się zepchnięta na margines społeczeństwa i żyje w świecie, którego zwyczajnie nie rozumie. Jej córka wyemigrowała do Kanady, z jej narzeczonym nie sposób się dogadać, gdyż Emilia nie włada językiem obcym. Zakład pracy i osiągnięcia z nim związane należą do przeszłości, życie stało się nudne, a pani Emila nie może się z tym pogodzić – jej niezgoda na upadek komuny jest właściwie niezgodą na nadciągającą starość. Na domiar złego, mąż Emilii, prosty facet, umyślił sobie wracać na wieś, skąd przyjechali. A wieś to najgorsze co może być, to piekło, z którego wyprowadziła ich komuna.
W Polsce ten rodzaj sentymentu nie budzi specjalnego zdziwienia i chyba każdy ma w swoim otoczeniu kogoś, kto z łezką w oku wspomina czasy Gierka lub nawet Jaruzelskiego. No a Gomółka jaki fajny był! Zapewne taki człowiek wysuwa argumenty podobne do tych, którymi dysponuje pani Emilia (dziarska a nawet sympatyczna). Komunizm otworzył drogi awansu dla niższych warstw społecznych, zwłaszcza dla chłopstwa migrującego do miast. Tragiczny aspekt tej migracji opisywał w latach sześćdziesiątych Julian Kawalec, tymczasem pani Emilia jest zachwycona. Trudno jej się dziwić, w końcu zamieniła studnię i wiadro na bieżącą wodę, kaganek na elektryczność i porzuciła na zawsze ugniatanie gnoju własnymi nogami. Dalej, komuniści zbudowali mnóstwo osiedli, w których ludzie mieszkają do dziś, pomogli zdobyć wykształcenie tym, którzy w innych warunkach nie skończyliby żadnej szkoły, a nawet zaoferowali czarno-białe telewizory (czekanie na taki – pół roku).
Ten rodzaj argumentacji zyskuje jednak nowy kontekst. W Polsce nie było może lekko, ale pani Emilia żyła w Rumunii, która cofnęła się niemal do stalinizmu. Jej tęsknota jest więc tęsknotą za Securitate, za wszechobecnym aparatem represji sterowanym przez generałów Słońca Karpat, jak zwano Nicolae Ceauşescu, kilometrowymi kolejkami do pustych sklepów, głodem i fikcją tworzoną na rzecz przywódcy. Dostajemy więc drobiazgową, pozbawioną agresji analizę umysłowości człowieka, którego czasem widujemy w telewizji – najczęściej w Moskwie, na manifestacji postkomunistów, pod portretem Stalina. Dziś, każdy tę postać może zabrać z księgarni do domu.
Piękno, empatia, może nawet obiektywność tego portretu pozostaje zasługą zdyscyplinowanego pióra Dana Lungu, który nieustannie balansuje na granicy publicystyki politycznej, ale ani razu jej nie przekracza.