Bycie dobrym reportażystą to powód do niewątpliwej dumy, tak przynajmniej twierdzą wytrawni dziennikarze. Bo wciągający reportaż wymaga talentu narracyjnego oraz umiejętności obserwacji świata i ludzi. Ryszard Kapuściński, Zofia Nałkowska, Hanna Krall – bez tych nazwisk historia polskiego reportażu nie byłaby tak znana. Z całą pewnością do grona wybitnych reportażystów zaliczyć można Wojciecha Tochmana, dziennikarza, który przez 14 lat pracował w Gazecie Wyborczej, a w 1999 założył Fundację ITAKA, zajmującą się m.in. poszukiwaniem osób zaginionych. W 2000 roku Tochman brał udział w reporterskiej podróży do byłej Jugosławii. Jej efektem jest wstrząsająca opowieść o powojennej Bośni – miejscu, w którym doszło do tragicznych wydarzeń – ludobójstwa niespotykanego dotąd na taką skalę po II wojnie światowej. Tochman udał się tam kilka lat po zakończeniu wojny i obserwował pracę komisji zajmującej się identyfikacją zwłok ofiar czystek etnicznych, przede wszystkim muzułmańskich Bośniaków. Lektura książki Wojciecha Tochmana wstrząśnie nami do granic możliwości.
Jakbyś kamienie jadła Wojciecha Tochmana to nie tylko historia bośniackich rodzin. W książce pojawiają się również Serbowie, którzy opowiadają o wojnie ze swojego punktu widzenia. W ten sposób Tochman zachowuje profesjonalny obiektywizm, nie stając po niczyjej stronie, nie pozwalając sobie na ocenę wydarzeń. Właśnie dlatego jego książka wpisuje się w cykl takich reportaży jak słynne Medaliony Zofii Nałkowskiej. To teksty najcięższego kalibru, poświęcone sprawom najtrudniejszym, a mimo wszystko napisane językiem oszczędnym, pozbawionym emocji.
Wszyscy pamiętamy bezradność wojsk ONZ, które nie potrafiły zapobiec ludobójstwu w Bośni i Hercegowinie. Pamiętamy również układ w Dayton, na mocy którego podzielono Bośnię na dwie części, utrwalając przy tym, a nie rozwiązując, dawne spory etniczne. Właśnie dlatego recenzent Literary Review pozwolił sobie na poniższe słowa: Jakbyś kamień jadła trzeba by wysłać Boutrosowi - Boutrosowi Ghaliemum i Kofiemu Annanowi, Johnowi Majorowi i Douglasowi Hurdowi, George’owi Bushowi i Billowi Clintonowi. Pewnie by jej nie przeczytali, ale nawet przekartkowanie książki Tochmana zmąciłoby spokój ich emerytury.
Ta lektura zmąci również nas spokój, chociaż z zupełnie innego powodu. Przekonamy się bowiem, jak niewiele trzeba nienawiści, by koszmar hitlerowskich obozów koncentracyjnych znów stał się rzeczywistością. Książka Wojciecha Tochmana to ostrzeżenie, którego nie można zignorować.