Psycholodzy są zgodni – człowiek, który czuje, że jego potrzeby nie są spełnione, czuje się źle. Niedowartościowany pracownik, który nie jest odpowiednio motywowany albo wynagradzany, nie jest związany z miejscem pracy i nie utożsamia się z zespołem, często wykorzystuje firmowe dobro dla prywatnych celów. Rada dla pracodawców? Wywoływanie pozytywnych uczuć takich jak zadowolenie z pracy! To nic nie kosztuje, a dzięki nagradzaniu pracownicy mobilizują się do działania i zwiększają wydajność pracy.
Zobacz jak niezadowoleni oszukują szefa!
Piję firmową kawę i podgryzam ciasteczka
Aneta (28 lat, sekretarka z Poznania):
- W naszym biurze jest ogólnodostępna kuchnia, w której każdy może zrobić sobie herbatę, kawę, przygotować kanapki, odgrzać coś w mikrofalówce. Oczywiście produkty każdy przynosi z domu. Ja jednak jako sekretarka szefa dysponuję służbowymi zapasami. Robię kawę szefom i ich gościom. Raz dwa razy w tygodniu uzupełniam zawartość szafek, oczywiście nie zapominając o swoich ulubionych krakersach i mleczku do kawy. To chyba nic złego, że przygotowując coś do picia szefowi zrobię kawę dla siebie? Jako sekretarka zarabiam niewiele, szef od dawna udaje, że nie słyszy, kiedy zagaduję o podwyżce, wiec moim zdaniem takie drobne przyjemności, które funduję sobie za firmowe pieniądze to tylko maleńka rekompensata za tak słabo płatną pracę. Zresztą z tego co wiem, mam kilka koleżanek w różnych firmach, to chyba każda sekretarka pogryza służbowe ciasteczka i popiją słodką kawę kupowaną na fakturę.
Służbowym autem podrzucam dzieci do przedszkola i robię zakupy
Marcin (34 lata, kierowca prezesa z Warszawy):
- Nieraz zdarza się, że wracamy z jakiejś delegacji późnym wieczorem i szef mówi: Marcin nie odstawiaj auta na służbowy parking, szkoda czasu. Jedź prosto do domu. Auto, wypasionego opla, stawiam wtedy w garażu teścia. Dla mnie to plus, bo wiadomo, że kiedy wracamy późno, następnego dnia szef będzie chciał odespać zarwaną noc, a ja zdążę odwieźć dzieci do przedszkola i podrzucić żonę do pracy. Czasami zdarza się też, że służbowym autem jeżdżę po zakupy do centrum handlowego, oczywiście w godzinach pracy, wtedy kiedy mój szef jest na jakimś ważnym spotkaniu. Wszystko skrupulatnie rozliczam i te kilkanaście kilometrów, które robię w swoich prywatnych sprawach, jakoś udaje mi się potem wepchnąć w rachunki. Czuję się rozgrzeszony, bo pracuję w nielimitowanym czasie pracy i bywa, że robię dużo nadgodzin. U nas nie ma zwyczaju płacenia za nie, szef jasno mi to powiedział, więc odbieram je sobie tak, jak potrafię – wykorzystując czasem służbowy samochód.
Spotykam się ze znajomymi w godzinach pracy
Paulina (26 lat, przedstawicielka handlowa z Katowic):
- Najczęściej oszukuję na czasie. W umowie mam zaznaczone, że powinnam każdego dnia spotkać się z co najmniej kilkoma ewentualnymi klientami. Na szczęście jestem na pensji, a nie żadnej prowizji uzależnionej od wyników. To byłby koniec mojego szczęśliwego życia, które prowadzę w godzinach pracy. Kiedy mam gorszy dzień, albo po prostu zaległą kawę z przyjaciółką, mówię w biurze, że wychodzę na spotkanie z klientem. Nikt tego nie sprawdza. Chodzę wtedy po sklepach, albo siedzę i plotkuję z koleżanką. Kiedy nie mogę wyjść, bo jest nas zbyt mało w firmie, zapraszam którąś z przyjaciółek do siebie. Rozkładam przed nią ulotki i liczę coś na kalkulatorze, udając zaangażowaną w pracę. Zza szklanej szyby, za którą siedzi w swoim gabinecie moja szefowa, nie słychać o czym gadamy, więc my robiąc poważne miny rozmawiamy o naszych facetach. Najważniejsze to umiejętnie sprawiać wrażenie zapracowanej osoby, a to przychodzi mi bez trudu.
W trakcie pracy przygotowuję się na zajęcia na uczelni
Sabina (20 lat, urzędniczka z Krakowa):
- Zajmuję niskie urzędnicze stanowisko i wykonuję pracę, która zupełnie mnie nie interesuje. W życiu nie przypuszczałam, że wyląduję w tak nudnym miejscu. Niestety, nie miałam innego wyboru, jak mówią wóz albo przewóz. Nie stać mnie było na studia dzienne, a zaoczne sama muszę opłacić. Ciotka, która znalazła mi to zajęcia, niemal spadła mi z nieba. Jestem jej ogromie wdzięczna, bo praca jest spokojna i niemal zupełnie nie absorbująca. To co muszę zrobić, zajmuje mi niespełna godzinę. Więc wystarczy, że dobrze się sprężę, żebym kolejne siedem miała do swojej dyspozycji. Siedzę w tym znienawidzonym biurze, robię to co muszę, a potem oczywiście w godzinach pracy uczę się na zajęcia. Pod dokumentami układam notatki i udaję, że wgryzam się w treść urzędowych pism, a tymczasem wkuwam, bo chcę się obronić i jak najszybciej stąd uciec.