Tym razem Clooney bierze na warsztat amerykańską politykę. Obserwujemy kulisy przedwyborczego wyścigu, w którym ścierają się demokrata, gubernator Morris (Clooney) i republikanin, senator Pullman (Mantell). Ale prawdziwymi bohaterami są odpowiedzialni za przebieg kampanii specjaliści: wspierający Pullmana Tom Duffy (Giamatti) i doświadczony w wyborczych bojach Paul Zara (Seymour Hoffman). Ważną rolę odegra tu prawa ręka (i jednocześnie as w rękawie) Zary: wschodząca gwiazda, uwielbiany przez dziennikarzy rzecznik prasowy Morrisa, Stephen Meyers (Gosling). Ten ostatni wciąż jeszcze trwa przy młodzieńczych złudzeniach; wierzy, że wraz z uwielbianym szefem będą zmieniać świat. To właśnie jego oczami oglądać będziemy twardą grę: wszechobecne kłamstwa, manipulacje na niespotykaną skalę, zakulisowe układy z mediami i przede wszystkim ludzi, których politycy traktują niczym pionki ustawiane na szachownicy.
Demaskatorskimi Idy marcowe mogą wydać się chyba jedynie z założenia naiwnie wierzącym w siłę konstytucji Amerykanom. Z europejskiej perspektywy scenariusz Id to zlepek od dawna znanych, choćby i z pierwszych stron gazet, zagrań. Ale jest to zlepek nad wyraz zgrabny. Clooney kapitalnie to wszystko opowiedział: bezbłędnie wyczuł rytm, idealnie ustawił tempo, zadbał o zmieniające perspektywę detale. Nie ma tu typowo hollywoodzkiej, najeżonej stekiem bzdur gonitwy zdarzeń, ale nie ma też chwili oddechu. Idy (chociaż chwilami naiwne) są majstersztykiem narracji. I koncertem wyśmienitego aktorstwa. Poza wymienionymi w streszczeniu pojawiają się jeszcze: Evan Rachel Wood, Marisa Tomei, Jeffrey Wright… Ryan Gosling jest (jak zwykle) zjawiskowy, a Phillip Seymour Hoffman (też jak zwykle) kradnie wszystkim show. Ogląda się to naprawdę wyśmienicie.
Na oddzielne brawa zasługuje (chociaż to jest już u Clooney’a normą) realizacja: doskonałe zdjęcia, sugestywny montaż, pieczołowicie odtworzone realia naładowanej adrenaliną codzienności sztabów wyborczych. W ogóle żadne narzekania nie miałyby tu sensu, gdyby nie próbująca przekonać nas, że Idy to wiekopomne, perwersyjnie przewrotne i w efekcie niezapomniane dzieło amerykańska krytyka. I tu uczulam: nie dajcie się złapać na ten (w gruncie rzeczy typowy) przed-oscarowy PR. Idy marcowe to kawał wyśmienitej rozrywki, pierwszorzędny thriller polityczny, coś co wciągnie was bez reszty. I absolutnie nic więcej.