Galway od zawsze było magnesem dla artystów wszelakiej maści. Coś takiego fruwa w tutejszym powietrzu, że człowiek nagle odkrywa w sobie pragnienie, by chwycić za pióro, pędzel, dłuto i stworzyć coś wiekopomnego. Wśród wielu innych, w połowie dwudziestego wieku, inspiracji przybył tu szukać John Steinbeck, amerykański noblista, czego efektem stał się esej The Ghost of Anthony Daly. Tekst ten przypadkiem wpadł mi w ręce i w ten właśnie sposób złapałam bakcyla, zaczęłam polować na ducha.
Moja zjawa to irlandzki buntownik, niesłusznie oskarżony o próbę zabójstwa lokalnego landlorda. Niesprawiedliwy proces zakończył się wyrokiem śmierci i w Wielkanoc 1820 roku Anthony Daly zawisł na szubienicy nieopodal Galway, zostawiając po sobie ciężarną wdowę i obietnicę, że jego duch po wsze czasy będzie nawiedzał rezydencję oskarżyciela. Wdowa dołożyła swoje trzy grosze, przeklinając całą rodzinę Burke`ów (bo tak nazywał się ów oskarżyciel).
St. Cleran`s - dawna siedziba Burke`ów, to w dzisiejszych czasach ekskluzywny hotel. Drogowskaz wyraźnie pokazuje miejsce zjazdu z głównej drogi, potem trzeba wędrować mocno zarośniętą, nieuczęszczaną drogą, na której wyminięcie innego pojazdu wymaga bardzo skomplikowanych manewrów, bo wąskie to niemiłosiernie. Dworek jest rzeczywiście bardzo piękny, otoczony zadbanym ogrodem i budynkami gospodarczymi niewiadomego użytku, z dyskretnie schowaną w krzakach ruiną – rezydencją Burke`ów sprzed czasów St. Cleran`s. Hotel powala elegancją i wyrafinowaniem, posiada własną bibliotekę i drawing room, czyli salon gościnny.
W broszurce o moim duchu nie było ani słowa – przypuszczam, że takie informacje średnio się sprawdzają pod kątem strategii marketingowych. Doczytałam się jednak czegoś innego. James Hardiman Burke, czyli okrutne nemezis mojej zjawy, przedstawiony został jako pełen współczucia człowiek, który w czasach największej biedy dzielił się własnymi zapasami z głodującymi Irlandczykami. Trochę mnie to zniechęciło do dalszego tropienia tematu, za to zrodziło całą lawinę refleksji nad dwoistą naturą człowieka.
Tak właśnie wyglądało moje polowanie na ducha. Niech spoczywa w pokoju albo dalej nawiedza gości St. Cleran`s i niech w jego stronę pomknie moje skromne „dzięki” za posmak przygody, jakiej mogłam zakosztować podążając tropem ducha. Ukłony również dla Steinbecka, który rozbudził moją ciekawość i pozwolił mi lepiej poznać Zieloną Wyspę.