Annie przechodzi tzw. trudny okres. Jej specjalnością był wypiek ciast, ale prowadzona przez nią cukiernia zbankrutowała. Obecnie pracuje u jubilera, ale i to nie poprawia jej nastroju. Samotna, sfrustrowana singielka obsługuje głównie rozpromienionych nowożeńców. W dodatku współlokatorzy delikatnie sugerują jej nie tylko konieczność uregulowania długów, ale też wyprowadzkę. Jedyne co pozwala Annie przetrwać, to dzieląca jej problemy ukochana przyjaciółka, Lillian. Tyle, że Lillian właśnie się zaręczyła. Annie ma być odpowiedzialną za organizację wesela, wieczoru panieńskiego itd. druhną honorową. Pierwszym zaskoczeniem są pozostałe druhny: zamożne hipokrytki, którym przewodzi (wyraźnie chcąca przejąć obowiązki Annie) Helen.
Trudno oceniać komedie kumpelskie. Z jednej strony zarabiają miliony i konsekwentnie cieszą się sympatią publiczności. Z drugiej: recenzenci (z bodaj jednym wyjątkiem Kac Vegas) nie zostawiają na nich suchej nitki. Gigantyczny sukces filmu Paula Feiga (Druhny szturmem zdobyły amerykański Box Office) w dużej mierze wynika ze sprytnej kampanii reklamowej. Skutecznie przekonano widzów, że oglądać będą kobiecą wersję wspomnianego Kaca. Otóż nie będą. Opowieść o szalonym wieczorze kawalerskim w Las Vegas to swoista perła „kumpelskiego” gatunku. Rzecz świeża, zaskakująca, umiejętnie balansująca na granicy dobrego smaku. Finansowane przez Apatowa kino nie bawi się w takie subtelności: większość produkcji wydaje się być realizowana wg tego samego scenariusza a granicę dobrego smaku przekracza się tu konsekwentnie i niejako z założenia. I takie właśnie są Druhny. Owszem, to kino przyzwoicie zrealizowane, wartkie, wręcz naszpikowane (specyficznym) humorem. Ale próżno oczekiwać od niego jakichkolwiek zaskoczeń. Komizm opiera się głównie na permanentnym przeszarżowaniu, bohaterki (z Annie i Helen na czele) wydają się być nieustannie na granicy histerii, całość jest schematyczna, przewidywalna, rozegrana na dobrze znanych kliszach typowej komedii romantycznej. „Kumpelskość” wyraża się głównie w przesunięciu akcentu z (oczywiście również obecnego) jak zdobyć wymarzonego faceta na kto jest tą jedyną, najlepszą przyjaciółką. Kpi się tu też z kobiecych snobizmów, skłonności do rywalizacji, kilka scen ciekawie akcentuje pogłębione przez kryzys kontrasty społeczne… ale króluje przede wszystkim mechaniczny przedruk męskiej „kumpelskości”. I tak za humor fizjologiczno-toaletowy (a więc obowiązkowe pierdzenie, bekanie, spektakularne biegunki) odpowiada druhna Megan, seksualną otwartość promuje znudzona małżeństwem Rita itd. Wszystko to już było.
Jednocześnie nie mam wątpliwości, że Druhny spodobają się fanom gatunku i także po naszej stronie oceanu odniosą spektakularny sukces. Mnie znudziły, ale swoista alergia na sprowadzanie kobiet do roli chichoczących idiotek, czy na długie sceny, w których króluje rozwodniony kał, to już najwyraźniej mój osobisty problem i nie chciałbym wmuszać go czytelnikom. Fani konwencji na pewno ubawią się setnie, mnie pozostaje tylko ostrzec: nie dajcie się wrobić w porównania do Kac Vegas. To nie ten poziom.