„Rodzina jest najważniejsza” - pod takim hasłem podpisałaby się prawdopodobnie większość Polaków. Dla rodziny jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Mimo to potrafimy przez lata nie odzywać się do wujka, który kiedyś, nieświadomie, obraził nas przy świątecznym stole (stąd przysłowie, że „z rodziną wychodzi się najlepiej na zdjęciach”). Czy takie zachowanie charakteryzuje wyłącznie Polaków? Czy Anglicy albo Amerykanie są tak samo „skomplikowani” jak my? „Drobny kłopot” Marka Haddona (autora bestsellerowej powieści „Dziwny przypadek psa nocną porą”) to książka, która udziela nam odpowiedzi na te pytania. Jej bohaterem jest typowa brytyjska rodzina, która musi poradzić sobie z kilkoma „drobnymi” kłopotami: urojonym nowotworem, nieprzemyślanym małżeństwem, zdradą i homoseksualizmem.
Najwięcej kłopotów sprawia wszystkim George Hall, który ignoruje uspokajające diagnozy lekarzy. Stetryczały nieco Brytyjczyk ubzdurał sobie, że ma raka i żadna opinia, chociażby najwybitniejszego profesjonalisty, nie zmieni jego przekonania. Cóż więc robi w takiej sytuacji żona pana Halla? Wdaje się w namiętny romans z byłym współpracownikiem męża. Pech chce, że George łapie ich na gorącym uczynku: Na łóżku dwoje ludzi odbywało stosunek seksualny. Nigdy dotąd nie widział ludzi odbywających stosunek seksualny, w każdym razie nie na żywo. Nie wyglądało to ładnie. Jego pierwszym odruchem było szybko się ulotnić, aby oszczędzić sobie zażenowania. Wtedy przypomniał sobie, że to jego pokój. I jego łóżko. Wtedy właśnie miał głośno spytać tych dwoje, co u Boga Ojca wyprawiają, gdy uprzytomnił sobie, że to nie są młodzi ludzie. W tym momencie kobieta wydała odgłos, który usłyszał z dołu. I to nie była jakaś tam kobieta. To była Jean. Ten mężczyzna ją gwałcił.
Mark Haddon tak umiejętnie buduje swoją opowieść, że tylko inteligentny czytelnik dostrzeże w niej zamierzony komizm. Może dlatego „Drobny kłopot” to historia, która w niczym nie przypomina banalnych komedii typu „Moje wielkie greckie wesele”, bowiem poświęcona jest problemom, z którymi boryka się każda rodzina, w każdym zakątku globu, bez względu na narodowość. Kiedy George Hall nożyczkami obcina sobie narośl na ciele, nie jest nam do śmiechu. Kiedy widzi w swoim łóżku żonę, uprawiającą seks z obcym (właściwie: znienawidzonym) mężczyzną, szczerze mu współczujemy. Bo nie mamy pewności, że w powieści Haddona wszystko jakoś się ułoży i wróci do normy (nie przekonują nas optymistyczne określenia na okładce książki: „genialna... niezwykle zabawna”, „przezabawna książka”). Jak stwierdziła recenzentka „The Globe and Mail”, powieść Marka Haddona to „bezpretensjonalna próba uchwycenia problemów komunikacji między dziećmi, rodzicami i kochankami, bez popadania w łatwy cynizm. Ta powieść unika rozwiązywania codziennych dramatów poprzez prowizoryczne szczęśliwe decyzje”.
W tym tkwi siła dobrze napisanych książek. To one pozwalają na przeżycie magicznego katharsis: boimy się, jesteśmy smutni, zatroskani, ale wiemy, że to tylko książka, a jeśli takie problemy pojawią się gdzieś wokół nas, to jakoś sobie z nimi poradzimy. Mimo wszystko.