"Depeche Mode", Serhij Żadan
Nad całością unosi się duch mistrza pijackiej metafizyki Wieniczki Jerofiejewa, brzmią echa prozy Andruchowycza.
Akcja rozgrywa się w Charkowie, mamy czerwiec 1993, trzech kolegów szuka czwartego, by przekazać mu nowinę o pogrzebie ojczyma. Ich wysiłki stanowią pretekst do wielowątkowej opowieści, gdzie pomiędzy jedną przygodą a trzecim upiciem się autor zadaje pytania o sens życia. Satysfakcjonujących odpowiedzi młodzi ludzie nie mają; zawieszeni w moralnym i fizycznym „nigdziebądź” (akcja mogłaby się dziać w dowolnym mieście Europy Środkowo-Wschodniej) zdobywają się na kpinę. Kpiną jest przecież wyłożony przez jednego z bohaterów model idealnego ustroju - pochuizmu, gdzie człowiek nastawiony jest wyłącznie na trwanie i żeruje na tym, co stworzyły poprzednie pokolenia.
Wizja „pokolenia Depeche Mode” wypada pesymistycznie – można się odurzać lub zostać „pojebem” (tego słowa narrator używa z lubością) – ale lektura daje mnóstwo radości. Żadan ma oko do szczegółu i poczucie humoru w duchu Haska, co widać zwłaszcza w znakomitym kazaniu pastora Johnsona-i-Johnsona i piorunującej scenie podróży pociągiem, z ucieczką przez okno i pijaństwem na torach włącznie. Hasek miał jednak ogrom ciepła dla galerii swoich charakterów. Żadan topi dobre uczucia w poczuciu beznadziei. Być może jest to fatalizm miejsca, szczególnie doświadczonego przez historię, a może po prostu stykamy się z typowym, nastoletnim narzekactwem, równie ulotnym co barwnie przedstawionym.
Większość krytyków porównuje „Depeche Mode” do „Ulissesa” i „Moskwy – Pietuszki”, ale mało kto dostrzegł, że Żadan mimowolnie wskrzesił nieco zapomnianą powieść łotrzykowską („12 krzeseł” Ilfa i Pietrofa z tytułów geograficznie bliskich). Tutaj trzech młodych pijaków przemierza Charków, sprzedając wódkę, kupując trawę i kradnąc pudło z domniemanymi skarbami, w którym znajdują popiersie Mołotowa. Głównym odnośnikiem jest jednak Jerofiejew, a Żadan nieśmiało próbuje wprowadzać religijny kontekst, czyniąc to w sposób nieprzekonujący. Jezus w mieszkaniu dilera wodzący oczami za bohaterami jest tylko kolejnym rekwizytem.
Charków Żadana jest uchwycony w procesie przemian. Straszą duchy komunizmu i nikt nie znalazł sposobu, aby je odegnać. Instytucje państwowe są karykaturą samych siebie, tradycyjna religijność również, w przyjaźń jeszcze można uwierzyć, a picie staje się obowiązkiem. Nie ma nadziei Jerofiejewa, od którego cienia Żadan nie umie się uwolnić, ani Haskowego ciepła, jest za to pewność, że ten stan ulegnie zmianie. Pisze o młodych pijakach, a każdy młody pijak wierzy we własną klątwę i rychły koniec świata, po czym dorasta i zapomina. Z bohaterami „Depeche Mode” będzie tak samo, a na razie warto z nimi poprzebywać, choć może odbić się to fatalnie na zdrowiu. Już po trzydziestu stronach lektury człowiek nabiera ochoty na kielicha.