Kiedy dokładnie przyjrzymy się obradom Sejmu, dojdziemy do wniosku, że coś jest z nami nie tak. A przynajmniej z ludźmi, których wybraliśmy w wyborach. Cóż, dzieje się tak, że łatwo ulegamy pokusie krytykowania bliźniego: a to za zbyt męską lub zbyt kobiecą twarz, za poglądy religijne, kolor koszuli i zasobność konta. Powodów znajdzie się mnóstwo. A przecież polityka w polskim wykonaniu nijak się ma do codziennego życia. Po co więc patrzeć na rzeczywistość z perspektywy tego, co dzieje się w Sejmie i Senacie? Po co brać pod uwagę opinie rządzących na temat chociażby związków partnerskich? Pamiętajmy, że legalizacja tego typu związków to szansa na uporządkowanie np. kwestii spadkowych. Jeśli ktoś żyje z partnerem/partnerką przez 40-50 lat, to ma prawo do przejęcia majątku, nawet jeśli związek nie został zawarty w urzędzie lub kościele. Dlatego, zanim zabronimy gejom i lesbijkom na życie w świetle prawa, pomyślmy o naszych codziennych potrzebach. Zastanówmy się również, czy popierać działania zmierzające do odbierania różnym zawodom tzw. przywilejów, skoro zaoszczędzone pieniądze i tak do nas nie wrócą?
Z punktu widzenia posła i senatora sprawa jest prosta: lepiej rządzić skłóconym społeczeństwem niż ludźmi, którzy się ze sobą dogadują. Powinniśmy coś z tym zrobić!