Za każdym razem jak on ma grypę, ja dostaję cholery. Nie ma nic gorszego niż przewlekle chory facet! Przy stanie ledwie podgorączkowym zaczyna majaczyć i ostatkiem sił prosi o herbatę z cytryną i coś silnie przeciwbólowego. Zaraz potem odmawia połknięcia leku wielkości czopka, który w dodatku smakuje jak trucizna. Jego głos w słuchawce brzmi, jakby żegnał się z tym światem. Podobno nie wspieram go, jestem totalnie znieczulona na jego cierpienie. Brzmi znajomo?
Agnieszka (30 lat, nauczycielka z Łodzi) potwierdza, że w chorobie jej mąż jest bardziej nieznośny niż jej dwójka małych dzieci razem wzięta. W opinii jej męża, na katar się umiera. W bólach i męczarniach.
- Kiedy on choruje, w domu nie mam życia. Leży cały dzień przed telewizorem i jęczy, żebym mu podała chusteczki, albo ugotowała jego ukochany rosół, który z pewnością postawi go na nogi. Przecież on cierpi! Ja, kobieta znieczulona, nie rozumiem, że to może być ostatni rosół w jego życiu! Najlepiej żebym cały dzień siedziała przy nim i głaskała go po głowie zapewniając, że z tego wyjdzie. Zapomniałam dodać, że momentalnie gromadzi wokół siebie wszystkie leki, jakie tylko znajdzie w domu – wszystko by podkreślić, w jak poważnym znajduje się stanie. W chorobie jest nie do zniesienia, muszę przy nim chodzić na paluszkach i ważyć słowa, żeby przypadkiem obłożnie chorego nie urazić. Z tego co wiem, wszystkie znajome mają w domu to samo – chory facet to tydzień wyjęty z życia.
Marta (23 lata, studentka z Torunia) również przekonała się, że mężczyzna przeziębiony to mężczyzna konający. Jej chłopak osiągnął mistrzostwo w demonstrowaniu swojej choroby i niebywałego wręcz cierpienia.
- Mój chłopak miał w nocy gorączkę, nic poważnego, ot zwykłe przeziębienie i stan podgorączkowy. Ja nie zwróciłabym nawet uwagi i poszła na uczelnię jak gdyby nigdy nic. Tymczasem on rano zadzwonił do swojej matki z informacją, że miał czterdzieści stopni gorączki i oblały go poty. Może dlatego, że zakopał się pod kołdrą i kocem w ogrzewanym pokoju, ze szczelnie zamkniętymi oknami? Oznajmił, że ponieważ nie zajmuję się nim w odpowiedni sposób, jego mama zabierze go do domu i otoczy właściwą opieką. Myślałam, że szlag mnie trafi! Dorosły facet, dziewięćdziesiąt kilo chłopa, takie sceny robi, bo mu z nosa leci. Już nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. Oczywiście mamusia zabrała go do domku, gdzie raczyła go wymyślnymi zupkami i zmieniała kanały w telewizorze. Dopiero wtedy poczuł, że ktoś się nim właściwie zaopiekował. Masakra.
Ewa (29 lat, stomatolog z Warszawy) przez lata wypracowała strategię postępowania z facetem, którego dopadło letalne przeziębienie – zgodnie z oczekiwaniami, jest troskliwa, przejęta i bardzo delikatna.
- Wiem już, że przywoływanie chorego faceta do rozsądku mija się z celem. Lepiej zacisnąć zęby i grać kochaną troskliwą mamusię, która dawkuje leki i podaje rosołek. Dzięki temu przeziębienie mojego faceta trwa krócej, a on zamiast marudzić słodko drzemie, albo siedzi cichutko pod kołdrą i czeka na swoją herbatkę. Jak go tak otoczę opieką, to jak wróci do życia, jest kochany i obsypuje mnie komplementami, kwiatami i prezentami. Przy tym żyje w przekonaniu, że jestem ósmym cudem świata, skoro w chorobie potrafię się nim tak troskliwie zająć. Do tego, nie odmówi mi żadnej prośby ani przysługi – przecież pamięta, że ja biegałam koło niego z entuzjazmem, kiedy schodził na ból gardła. Tym sposobem i wilk syty, i owca cała. Już któryś sezon z kolei zwalczam jego przeziębienie skutecznej niż najdroższe antybiotyki.