Twórców takich jak Kolski często określa się mianem "artystów oddzielnych". I nie bez powodu. To reżyser o bardzo szczególnej pozycji. Konsekwentnie omija świat, w którym na ostateczny kształt filmu mają wpływ zapatrzeni w badania rynku producenci. Za niewielkie pieniądze realizuje sobie tylko właściwe kino. To jedyny z debiutujących już w wolnej Polsce reżyserów, który od dawna określany jest mianem klasyka rodzimej kinematografii. Co ciekawe, Kolski nie jest twórcą stricte niszowym. Ma dużą publiczność, jego najgłośniejsze obrazy (Jańcio Wodnik, Historia kina w Popielawach) są wciąż przypominane, oglądane i dyskutowane. Afonia i pszczoły nie wniosą do tego wizerunku zasadniczych zmian.
Ale jak już pisałem we wstępie - Afonia i pszczoły nie zmieniają w zasadniczy sposób obrazu sztuki Kolskiego. Nie jest to może film na miarę Jańcia Wodnika czy Historii kina w Popielawach, ale jednocześnie jest to naprawdę dobre kino, które potwierdza wysoką formę twórcy. Stąd i odpowiedź na pytanie: czy iść, jest niezwykle prosta. Zwolennicy Kolskiego z pewnością będą zachwyceni. Tych nielicznych, których nie przekonały jego wcześniejsze produkcje, prawdopodobnie nie przekona i Afonia. I tyle.