Po diable
JOANNA BUKOWSKA • dawno temuNatura nie znosi próżni. Ja też nie i generalnie – lubię, jak się coś wokół dzieje, a nie tylko wokół, bo najlepiej, żeby się coś działo ze mną, to znaczy, żebym ja jakoś aktywnie uczestniczyła w życiu. Nawet jak leżę w wannie, to nie leżę bezczynnie.
Poza tym, że się na ten przykład mydlę, a potem spłukuję, to jeszcze trochę się w tej wannie gimnastykuję, czyli wyczyniam rozmaite hece kończynami, patrzę jak się woda bełta i takie tam. Nawet jak już wieczorem leżę w łóżku, to się nie mogę pozbyć mojej ruchliwości i po wielokroć się obracam z boku na bok i zmieniam pozycje, bo generalnie lubię zmiany.
Chyba za bardzo lubię zmiany.
Ostatnio bardzo mi się pozmieniało wszystko w życiu, na przykład praca mi się trochę zmieniła, narzeczeni się zmienili, patrzenie na świat mi się zmieniło, zatem postanowiłam pozmieniać już wszystko do końca. Normalny człowiek, w sensie kobieta, poszłaby wówczas do fryzjera, cóż, kiedy moja fryzura jest bodaj jedyną sprawą, której zmieniać nie chcę, choć niektórzy twierdzą, że powinnam (mam na głowie takie coś o fakturze końskiego ogona i to coś sięga mi w tej chwili prawie do tyłka – o!, tyłek bym jeszcze chętnie zmieniła, bo coś zaczyna obwisać). Zatem, kontynuujmy, normalny człowiek, w sensie kobieta, poszłaby jeszcze do fryzjera, przefarbowałaby się, albo co, wyrzuciłaby stare ciuchy, kupiła nowe ciuchy.
A mi się jakoś wpadło na pomysł szatański. Nie bez powodu piszę, że “się wpadło”, bo wpadło mi się jakoś tak poza mną.
Siedzę w pracy i nagle moja ręka (sama!) wędruje do telefonu, wykręca, drodzy Państwo, numer do koleżanki, po czym słyszę, jak z mojej paszczy wydobywa się głos pytający koleżankę o numer do takiego jednego administratora, co trzęsie połową Krakowa. Na marginesie: administrator jest doprawdy uroczy, prawdziwym jest baronem, a nawet krewnym króla hiszpańskiego, a jak król hiszpański był w Krakowie, to baron administrator oczywista został zaproszony, ale jako że nie mówi ani słowa w żadnym języku poza ojczystym, to tylko jadł. Milcząc. Jak do niego zadzwoniłam, to już wcale nie milczał, tylko mi zaczął wyliczać, jakie to mieszkania miałby dla mnie.
Bo oto moja ręka powędrowała do telefonu, ponieważ gdzieś tam w środku, zanim jeszcze zdążyłam sobie to uświadomić i ewentualnie zaprotestować, powstała myśl: to ja sobie jeszcze zmienię mieszkanie.
Jak siedziałam w pracy i moja ręka wędrowała do telefonu, a potem z mojej paszczy wydobywał się głos, to była godzina trzynasta. O siedemnastej, z kolegą, którego za nogę wyciągnęłam z domu, żeby mi pomógł w wyborze mieszkania, oglądałam pierwsze mieszkanie, to znaczy pierwsze i ostatnie, bo mi się nie chciało dalej oglądać. Znowu na marginesie: kolega był trochę zdegustowany i potem powiedział mi, że powinnam mieć pejsy, ja na to jak to?, a on, że chyba nie miałam aryjskich przodków, to ja wreszcie załapałam subtelny dowcip, że niby tak ładnie udało mi się wytargować cenę, że baron administrator opuścił o sto pięćdziesiąt. Bo ja przecież lubię zmiany, to cena mieszkania nie może pozostać niezmienna, tylko musi się zmienić (z korzyścią dla mnie oczywiście).
To wszystko stało się tak nagle, proszę Państwa, że normalnie dotąd pali mi się pod tyłkiem.
Jak oglądałam mieszkanie z kolegą wyciągniętym za nogę z domu to był piątek, a jak podpisywałam umowę to był poniedziałek, baron administrator szalenie się spieszył, wcisnął mi w łapę klucze do drzwi izraelskich antywłamaniowych (nie tak dawno w Krakowie była seria włamań do mieszkań posiadających drzwi izraelskie antywłamaniowe), kazał wpłacać czynsz na rachunek niejakiej pani Kepfeld, a może Goldstein, zamieszkałej w Hajfie, Izrael (to już wiadomo skąd te drzwi), pomachał mi na do widzenia i zostawił mnie samą z moimi nowymi kluczami do nowego mieszkania, które potem wszystkim kazałam podziwiać.
A potem wpadłam w straszliwą depresję, bo sobie uświadomiłam, co ja właściwie narobiłam, bo wedle starego przysłowia, co nagle, to wiadomo po czym. Czyli, jak to się po plebejsku mówi, po pikusiu. Po ptokach. Nie mam już mojego pięknego, starego mieszkania, w którym chciałam dokonać żywota (oczywiście za jakiś czas).
I jak sobie pomyślę, czym jest ten płomień pod tyłkiem, który każe takim jak ja zmieniać sobie różne rzeczy z nagła i niespodziewanie, to myślę, drodzy Państwo, że jest to forma ucieczki (całkiem się robię poważna), bardzo zabawnej zresztą, bo będę sobie teraz mogła zająć mój umęczony łeb myśleniem na szalenie ciekawe tematy, jak na przykład, w którym kącie – według fengszujowych czy jakichś tam innych tajemniczych zasad – ma stanąć moja szafa.
Mogłam to oczywiście zrobić w starym mieszkaniu. Ale ja BARDZO lubię zmiany.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze