Podwójne życie mojego męża
POLA SIEMASZKO • dawno temuSłuchając opowieści bohaterek tego reportażu można było poczuć zazdrość. Zdobyły serca wyjątkowych mężczyzn. Były kochane, uwielbiane, niemal noszone na rękach. Prawdziwe szczęściary. Jednak każda z nich w jednej chwili straciła wszystko. Okazało się, że ich doskonali partnerzy to w rzeczywistości cyniczni i bezduszni oszuści. Każdy z nich od lat prowadził podwójne życie.
Katarzyna (30 lat, Olsztyn):
— Trudno jest uwierzyć w to, co mi się przydarzyło. Moja historia przypomina scenariusz kiepskiej telenoweli.
Piotr był moją wielką miłością. Poznaliśmy się w pracy, najpierw zaprzyjaźniliśmy się, a kiedy zostaliśmy parą, staliśmy się nierozłączni. Pobraliśmy się po niecałym roku znajomości i było naprawdę pięknie – mąż rozpieszczał mnie, był słodki, czuły, oddany. Szybko zaczęliśmy myśleć o dziecku, ale że miałam kłopoty z zajściem w ciążę, nasz Tomuś urodził się dopiero trzy lata później. Szaleliśmy ze szczęścia, dziadkowie nie posiadali się z radości. Spełniło się nasze marzenie.
Miesiąc później mój mąż przy romantycznej kolacji oświadczył mi, że… jest gejem. Zaczęłam się śmiać, tymczasem on ze śmiertelną powagą kontynuował. Okazało się, że ma chłopaka, kolegę z pracy. Są parą od czterech lat – teraz zaś nadszedł czas, by przestać się ukrywać. Kochankowie zapragnęli powiedzieć o sobie światu i zamieszkać razem. Wyznał też, że choć jestem mu bardzo droga i bliska, to tak naprawdę nigdy mnie nie kochał, a małżeństwo ze mną było tylko środkiem do celu – Piotr pragnął zostać ojcem, a swoim rodzicom chciał podarować wnuka.
Byłam oszołomiona, załamałam się. Całe szczęście, że moim synem zajęli się moi rodzice. Zmieniłam pracę. Minęło dużo czasu i jakoś się pozbierałam. Dziś jestem żoną stuprocentowego mężczyzny, mam z nim dwoje dzieci. Z Piotrem nie widziałam się od dnia rozwodu – prawdę mówiąc brzydzę się go. Mam też do niego wielki żal o to, że mnie tak bardzo skrzywdził, oszukał i wykorzystał.
Hanna (25 lat, Toruń):
— Z Kamilem jesteśmy razem pięć lat. Kocham go bardzo, mam do niego wielką słabość — to cudowny mężczyzna i niezwykle dobry człowiek. Wydawałoby się, że to chodzący ideał. Tak myślałam kiedyś, jednak zdarzyło się coś, co sprawiło, że jego obraz nigdy już nie będzie bez skazy.
Oto jednego dnia byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie, mieszkałam z moim przyszłym mężem, snułam cudne plany na przyszłość, drugiego myślałam o samobójstwie, bo przypadkiem dowiedziałam się o… jego ślubie, który odbył się tydzień wcześniej!
Okazało się, że mój Kamil i Maria byli parą od pięciu lat, a nim zdążyli się zorientować, ich niecierpliwi rodzice niemal zaocznie ich ożenili. Załatwili wszystko – od księdza, przez obrączki, po przyjęcie weselne. Wystarczyło stanąć na ślubnym kobiercu. Stanęli. A potem, kiedy Maria beztrosko wiła gniazdko w swoim miasteczku, Kamil robił karierę w wielkim mieście i mieszkał ze mną.
Złamałam się, bo wybaczyłam mu wszystko i z dziewczyny stałam się kochanką. Na weekendy mój chłopak jeździł do swojej żony, razem budowali dom, bawili się w małżeństwo, kochali się i kłócili się, a ja z krwawiącym sercem czekałam na poniedziałek. Nie wiem, dlaczego to robiłam — chyba w każdej z nas tkwi coś z masochistki. Chyba miałam też nadzieję na to, że on ją zostawi. Jednocześnie zachowywałam się jak idiotka: wybielałam żonę w jego oczach, kiedy się awanturowali, ja tłumaczyłam mu jej zachowania mówiąc: zrozum, kobiety widzą świat inaczej.
Ich małżeństwo przetrwało trzy lata, a kiedy się rozwiedli, mój partner wreszcie mógł przedstawić mnie swojej rodzinie i oficjalnie zostaliśmy parą. Na razie jeszcze nikt mnie nie pytał, jak długo jesteśmy razem. Jeśli się to zdarzy — nie wiem, co odpowiem.
Chcemy się pobrać i jestem szczęśliwa – tylko czasem łapię doły. Dzieje się tak wtedy, kiedy przypomnę sobie, jakim dobrym aktorem jest mój chłopak albo wtedy, gdy zadźwięczy mi w uszach znane powiedzenie: uważaj na ludzi, którzy mają serce na dłoni – nigdy nie wiadomo, co mają w miejscu, gdzie powinno być serce. Szybko jednak opędzam się od tych myśli i żyję dniem dzisiejszym.
Beata (40 lat, Ostrołęka):
— Mariusz jest moim mężem od osiemnastu lat, mamy dwie udane córeczki. Jesteśmy małżeństwem po przejściach. Tworzyliśmy bardzo szczęśliwą rodziną i niezwykle udany związek do momentu, kiedy w naszym życiu pojawiła się daleka kuzynka męża, Olga.
Wtedy nasze małżeństwo przeżywało renesans. Mariusz zasypywał mnie kwiatami, dosłownie nosił na rękach. Dziś wiem, skąd u niego ten przypływ uczuć.
Wracając do Olgi — zaprzyjaźniłyśmy się, ona często do nas wpadała, bardzo pomagała mi przy małej wtedy Ani. Wydawało mi się, że ona i Mariusz nie przepadają za sobą – nie rozmawiali zbyt wiele, nawet nie patrzyli w swoim kierunku. Olga była przebojową, pewną siebie dziewczyną, która hojnie korzystała z życia — nie stroniła od imprez i flirtów. Jej mąż pracował za granicą, ona pomagała rodzicom prowadzić firmę, z ich pomocą wychowywała małą Darię. Lubiła też spontaniczne wypady za miasto, toteż nie dziwiło mnie, że znika na kilka dni. Mój mąż często wyjeżdżał za granicę — nawet nie przypuszczałam, że oni mogą wyjeżdżać gdzieś razem, że są kochankami.
Ich romans trwał prawie dwa lata, a ja o wszystkim dowiedziałam się przypadkiem, od nich samych. Któregoś dnia, kiedy myśleli, że jestem zajęta robieniem kolacji, szeptem planowali spotkanie na następny weekend. Wstrzymałam oddech, zamarłam. Nie wytrzymałam w momencie, kiedy zaczęli się śmiać… z moich piersi, a raczej z tego, co z nich zostało po wykarmieniu dwójki dzieci. To było upokarzające. Weszłam do pokoju, ona zaśmiała się nerwowo, on spiekł raka i usłyszałam: proszę cię, odłóż ten nóż. Podtrzymałam szmirowatą konwencję, odparłam nie pochlebiaj sobie, po czym otworzyłam drzwi wejściowe. Gestem ręki wskazałam jedyny właściwy dla nich kierunek. Olga wybiegła, mój mąż został — próbował załagodzić sytuację, wił się, kłamał.
Długo nie mogłam dojść do siebie, zadręczałam się – jak mogłam być taka głupia i ślepa? Niedługo po tym Olga rozwiodła się z mężem i wyjechała na stałe do Hamburga. My próbowaliśmy ratować nasze małżeństwo, choć lekko nie było. Byłoby pięknie, gdyby nie ten dręczący niepokój, który pojawia się za każdym razem, kiedy Mariusz wyjeżdża do Niemiec – ciągle boję się, że on tam się z nią widuje.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze