On się zmieni po ślubie!
JOANNA SZWECHŁOWICZ • dawno temuChęć wyjścia za mąż przysłania nam często nie tylko rzeczywistość, ale nawet resztki zdrowego rozsądku. Ile znamy dziewczyn z uporem twierdzących, że ich wybranek to tak naprawdę mężczyzna potencjalnie idealny, nad którym trzeba tylko „popracować”? A ilu facetów, którzy rzeczywiście po odejściu od ołtarza przechodzą cudowną metamorfozę? Ja tam nie znam żadnego.
On się zmieni po ślubie - mówią dziewczyny, które słyszą uwagi rodziny na temat staropanieństwa oraz złowieszcze tykanie zegara biologicznego. Czują się psychicznie gotowe do założenia rodziny, a doskonali kandydaci, jak wiadomo, rzadko w przyrodzie występują. Jeśli jednak mężczyzna już na etapie wzajemnego poznawania ujawnia wady takie jak: lenistwo czy brak odpowiedzialności, a mimo to znajduje uznanie w oczach płci przeciwnej, to dlaczego właściwie miałby się starać po ślubie? Pół biedy, jeśli nasz wybranek często się spóźnia albo zapomina o dacie pierwszego pocałunku. Ale wierzyć, że ślub uleczy alkoholika, wiecznego studenta czy damskiego boksera – to już głupota, która zwykle mści się okrutnie.
Monika (27 lat, sekretarka z Warszawy):
— Zostałam w tak młodym wieku rozwódką z dwojgiem dzieci. Tylko i wyłącznie z własnej winy, bo wszystkie niepokojące sygnały były widoczne już od początku naszej znajomości. Paweł był nerwowy, wybuchowy. Nikt nie mógł na mnie patrzeć dłużej niż pięć sekund, bo mój chłopak natychmiast chciał się z nim bić. Na początku mi to imponowało – to przyjemne, kiedy twój mężczyzna jest przekonany, że wszyscy faceci na świecie chcieliby cię poderwać.
Potem zaczęło mnie to irytować. Czytał moje maile, SMS-y. Kiedy zmieniłam hasło do poczty, wpadł w szał i uderzył mnie. Zerwałam wtedy zaręczyny, ale przyjechał z bukietem kwiatów, tak wielkim, że wszystkie sąsiadki z bloku stały w oknach, żeby to zobaczyć. Mówił, że po ślubie, kiedy będzie miał pewność, że jestem tylko jego, przestanie tak się zachowywać. Uwierzyłam i wyszłam za mąż.
Naprawdę się przestraszyłam, kiedy pobił mojego kolegę z podstawówki – spotkaliśmy się na ulicy, po siedmiu latach od zakończenia szkoły. Pocałowałam go w policzek. Ktoś życzliwy doniósł, że obściskuję się na środku naszego miasteczka z przystojnym brunetem. Tomek miał złamany nos i stracił dwa zęby. W życiu się tak nie wstydziłam. Podobnych przypadków było jeszcze kilka.
Kiedy zdecydowałam się na rozwód? Gdy, dzień po drugim porodzie, Paweł obwieścił, że pewnie mam romans z położnikiem. Podobno zbyt długo mi się przyglądał.
Nie mam wielkich pretensji do byłego męża. On jest po prostu chory, nieuleczalnie chory. Wiedziałam o tym już przed ślubem, ale chciałam wierzyć, że Paweł się zmieni.
Marek (31 lat, grafik komputerowy z Warszawy):
— Zawsze byłem wolnym ptakiem, lubię się przeprowadzać, zmieniać miejsca pracy. Mieszkałem dwa lata we Włoszech i rok w Nowym Jorku. Pracuję jako grafik komputerowy, więc w firmie pojawiam się raz lub dwa razy w tygodniu, resztę robię w domu lub parku. Wstaję kiedy chcę, jem kiedy chcę. Z Anią byliśmy razem przed ślubem sześć lat. To chyba dość czasu, żeby się poznać? Podróżowała ze mną, sama jest z zawodu fotografem, więc wie, co to wolny zawód.
Pobraliśmy się dwa miesiące po narodzinach Anielki, bo rodzice Ani nalegali. Pomyślałem: co mi tam? Miesiąc po ślubie zaczęła przebąkiwać, że warto byłoby wziąć kredyt na mieszkanie. Myślałem, że się przesłyszałem – po co nam kredyt, skoro nie zostaniemy w Warszawie na dłużej? I wtedy okazało się, że ona zostaje! Choć przez całe sześć lat zgadzaliśmy się co do tego, że chcemy wyjechać jeszcze na kilka lat do Ameryki Południowej i Japonii. Sama w tym celu uczyła się hiszpańskiego! Teraz już się nie uczy, tylko siedzi w domu i lepi cholerne pierogi.
Po ślubie powinieneś spoważnieć - to teraz słyszę na każdym kroku. Od Ani i jej rodziców, od sąsiadki nawet! Mam pójść do pracy na etat, żeby siedzieć jak idiota osiem godzin w biurze i mieć zdolność kredytową? Nikomu przecież nie obiecywałem, że się zmienię, wszyscy wiedzieli, jaki jestem. Czuję się jak oszust, choć nic złego nie zrobiłem. I sam też czuję się zrobiony w konia – myślałem, że Ania patrzy na życie tak samo jak ja. A teraz widzę, że jesteśmy zupełnie inni.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze