Nastolatki szaleją na wakacjach
PAULINA MAJEWSKA-ŚWIGOŃ • dawno temuWakacje. Cieszą się z nich dzieci, a rodzicom przybywa siwych włosów. Brak obowiązków szkolnych, luz, imprezy, kolonie, obozy, słońce, skąpe ubrania, słowem to okres, w którym większość nastolatków rozpoczyna współżycie seksualne. Rozmawiać, zaprowadzić do ginekologa, wrzucić do plecaka pudełko prezerwatyw, udawać przed sobą, że problemu nie ma, czy… przywiązać latorośl do kaloryfera aż do pierwszego września?
Jolanta (43 lata, tłumacz z Dąbrowy):
— Mam syna — jedynaka. Marcin ma obecnie 16 lat, ma dziewczynę, uczęszczają do tej samej klasy. Chodzą ze sobą od roku, więc według niego to poważny związek. Początkowo mnie to bawiło, ale kiedy po szkolnej wycieczce zadzwoniła do mnie ich wychowawczyni i oświadczyła, że w nocy znalazła Marcina w jednym śpiworze z Martą, przestało mi być do śmiechu. Nie zrobiła z tego afery, a przecież mogła (byłam nauczycielem i w zasadzie nie wiem, jak ja bym zareagowała w podobnej sytuacji). W każdym razie, kiedy zostali nakryci razem w pokoju, było już „po wszystkim”. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Oboje mieli ukończony 16 rok życia, więc teoretycznie mogli uprawiać seks (te słowa ledwo przechodzą mi przez gardło). O rozmowę z synem poprosiłam męża, sądząc, że tak będzie lepiej, że dyskutując ze mną, Marcin mógłby czuć się skrępowany.
Pogadali, podobno na wycieczce to był ich pierwszy raz, nie zabezpieczyli się. Zadzwoniłam do matki Marty, zaprosiłam ją na kawę, chciałam zapytać, co w tej sprawie wie. Wychowawczyni zadzwoniła także do niej, ale Marta powiedziała, że tylko sobie razem leżeli i do niczego nie doszło, więc jej uwierzyła! Pomyślałam wtedy, że albo jest głupia, albo faktycznie taka naiwna. Wyprowadziłam ją z błędu.
Następnego dnia po powrocie ze szkoły mojego syna wiedziałam już, że Marta musiała mieć w domu ogromną awanturę. Rodzice zabronili jej po lekcjach widywać się z moim synem. Zrobili z niego podrywacza! Marcin krzyczał, że zrujnowaliśmy mu życie, że teraz rodzice Marty chcą ją przenieść do innej szkoły, bo przez niego zajdzie w ciążę, że żałuje, że powiedział nam prawdę.
Nie wiemy z mężem, jak się zachować. Bo przenoszenie dziewczyny do innej szkoły, jest po prostu bez sensu. Po pierwsze będą się jeszcze bardziej buntować i dopiero zrobią coś głupiego (ciąża, ucieczka z domu, w najlepszym razie wagary), a po drugie nie mój Marcin, to inny nastolatek. Obawiam się, że gdzieś razem po prostu uciekną. Nie wiem, co robić…
Wiesława (48 lat, architekt z Jastrzębia-Zdroju):
— Moja córka jest szaloną nastolatką. Swoje sympatie zmienia jak przysłowiowe rękawiczki. W grudniu chodziła z Darkiem, bo był przystojny, ale nie kupił jej walentynki, więc płakała całą noc. Rozpacz nie trwała zbyt długo, w kwietniu prowadziła się za rączkę z Mariuszem, bo… nie potrafi „być sama”. Zabawne, ja też nie potrafię, a jakoś żyję bez chłopa 8 lat.
Po drodze był jeszcze Wojtek, druga szansa dla Darka, Miłosz i Dominik, który pojawiał się w naszym domu każdego dnia, nie mówił dzień dobry, nie ściągał zabłoconych butów w rozmiarze 45, chyba dlatego, że podtrzymywały mu gacie z krokiem w kolanach.
Na szczęście przeżywając te wszystkie „wielkie miłości” Klaudia nie opuściła się w nauce. Drugą klasę liceum skończyła z wyróżnieniem. Nie chciała jechać na żaden obóz, stwierdziła stanowczym tonem, że z Dominikiem nudzić się nie będzie, że będą chodzić na basen, jeździć na rowerze i pojadą z grupą znajomych do Żywca na żagle. Robiłam swoje i nic nie budziło mojego niepokoju, do dnia, w którym zastałam moje dziecko i pana „krok w kolanach” właśnie bez kroku w kolanach — bez spodni! Byłam w szoku, wyszłam z pokoju, wzięłam pięć głębokich wdechów, weszłam ponownie i oświadczyłam, że za 5 minut mają być ubrani, on ma się wynosić w podskokach, a z nią to sobie porozmawiam. Krew w moich żyłach osiągnęła chyba temperaturę wrzenia, miałam wypieki na twarzy, a moja kochana córeczka nie czuła żadnej skruchy. Mało tego, wrzeszczała jakby ją przypalano, że ona jest prawie dorosła, że za 7 miesięcy kończy 18 lat i wtedy to jej mogę już naskoczyć. Nie wierzyłam własnym oczom i uszom.
Tamtego wakacyjnego dnia moja córka nie zapomni do końca życia i to wcale nie dlatego, że podczas pierwszego razu nakryła ją matka, ale dlatego, że po 9 miesiącach sama nią została.
Czy dało się temu zapobiec? Pewnie tak, winię siebie. Gdybym zdołała cofnąć czas, wiedziałabym już, że trzymanie się za rączkę w wieku nastu lat wcale nie jest takie niewinne, bo szybko przeradza się w seks, do którego te dzieci są absolutnie nieprzygotowane.
Zofia (37 lat, masażystka z Krakowa):
— Kiedy urodziłam pierwsze dziecko, miałam 20 lat. Rodzice nigdy nie rozmawiali ze mną na temat zmian, jakie dokonują się w moim ciele — kiedy dostałam okres, mama pokazała mi podpaskę, powiedziała jak ją zakładać na bieliznę i na tym się zakończyło. Ale po co mi ten okres dowiedziałam się dopiero od bardziej wyedukowanej koleżanki. Na temat seksu nie mówiło się wcale — temat tabu zarówno w domu jak i w szkole.
Chociaż… pamiętam, że w pierwszej klasie liceum mieliśmy spotkanie z jakąś kobietą, która miała nas zapoznać z dostępnymi na rynku środkami antykoncepcyjnymi i mówiła o aborcji. Pokazywała, jak „badać” śluz, mierzyć temperaturę i robić durne wykresy. Twierdziła, że jak przez rok poprowadzimy takie obserwacje, będziemy już pewne, że znamy swój organizm od a do z, to będzie to najskuteczniejsza metoda antykoncepcji. Padło też zdanie, że jakiekolwiek środki hormonalne powodują raka i należy ich unikać jak ognia. Chodziło oczywiście o to, żeby chociaż połowie z nas wybić, w chwili obecnej, z głowy podjęcie współżycia, no bo przecież kalendarzyk trzeba prowadzić minimum rok! Niektóre faktycznie zaczęły!
Kiedy byłam na studiach, poznałam Bogdana. Nasza znajomość rozwijała się na tyle szybko, że po kilku tygodniach wylądowałam z nim w łóżku. Jakoś wtedy w głowie nie było mi obserwowanie śluzu i poranne mierzenie temperatury… Mój kochaś także nie myślał o zakładaniu na instrument gumki i w konsekwencji naszych łóżkowych wygibasów zostaliśmy rodzicami. Było nam ciężko, bez pomocy rodziców nie dalibyśmy rady.
Obecnie w szkołach odbywają się lekcje wychowania do życia w rodzinie i chwała za to, rzecz jasna pod warunkiem, że faktycznie prowadzone są przez osoby kompetentne, nie na przykład przez katechetkę.
Moja córka ma chłopaka i wybiera się z nim w połowie sierpnia do Jastrzębiej Góry. Chłopak jest starszy o 4 lata, więc jestem świadoma, że w oczy to oni sobie patrzeć nie będą. Agata jest zdecydowanie bardziej wyedukowana niż ja w jej wieku, poza tym niczego przede mną nie ukrywa. Usłyszałam, że chce rozpocząć współżycie i brać tabletki. Mam jej dać pieniądze na ginekologa. Wszystko byłoby zupełnie OK, ale ja wiem, czuję, że pojadą na te wakacje, moja córka będzie przez 10 dni odgrywała rolę materaca dla tego kolesia, po czym, mówiąc językiem młodzieżowym „oleje ją”. Nie chce, żeby cierpiała, ten facet nie jest dla niej. No i mam problem… Mój Boguś mówi, że powinnam się nie wtrącać, że ona musi uczyć się na błędach, że przed całym światem jej nie ochronimy. Chcę oszczędzić córce tych przykrych doświadczeń, które rzutować mogą w przyszłości na jej relację z mężczyznami, ale jak to zrobić?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze