Fachowcy
MARGOLA&KAZA • dawno temuSierpień miesiącem remontów. Przynajmniej w naszym mieszkaniu. Jako nieustraszona badaczka płci męskiej postanowiłam przy okazji porównać dwa charakterystyczne typy: Fachowca i Mężczyzny Domowego. Porównanie przeprowadziłam w warunkach remontu i naprawy drobnej usterki.
Przypadek Mężczyzny Fachowca:
Zgodnie z obowiązującymi trendami urządzamy casting. Dzwonimy do paru firm remontowych i umawiamy fachowców. Nauczona doświadczeniem, nie polecam umawiania na określoną godzinę jednego po drugim, Chyba, że w odstępach 24 godzinnych. Pierwsza zasada fachowca brzmi: Precz z punktualnością! Mimo wszystko określamy przedział czasowy, w którym ma nastąpić wizyta i jest to np. od 12.00 – 15.00. O godzinie dwunastej idziemy sobie spokojnie na zakupy, do fryzjera, na kawę i o 15.15 zjawiamy się w domu. Zostaje nam mnóstwo czasu na telefon do przyjaciółki. Jeśli fachowiec zjawia się o 16.30, notujemy przy jego nazwisku: punktualny.
W przypadku Mężczyzny Domowego casting zastępuje proces motywacyjny. Mężczyźni mają wyjątkową zdolność adaptacji do pogarszających się warunków życia, ale tylko w przypadku, jeśli poprawa tych warunków należy wyłącznie do nich samych. Np. cieknąca spłuczka. Rasowy mężczyzna błyskawicznie odnajduje zawór doprowadzający wodę do spłuczki, który trzeba zakręcić, żeby woda przestała kapać i wraca przed telewizor z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Od naszej przebiegłości i pomysłowości zależy teraz, jak długo on przed tym telewizorem posiedzi i w którym momencie stwierdzi, że czas wziąć się poważnie do roboty.
Wróćmy do fachowców. Fachowcy wyglądają ostatnio coraz lepiej, ale nie powinien nas zwieść ich wygląd. Zostańmy nieczułe na pawie ogony ich autoreferencji (A gdzie to JA nie kładłem!) Pamiętajmy, że druga zasada fachowca brzmi: JA to BYM zrobił lepiej! Jeśli np. chcemy położyć płytki podłogowe w kuchni, a takowe mamy już w łazience, to możemy być pewne, że fachowiec zajrzy do łazienki i stwierdzi z oburzeniem: Kto to pani kładł?! A następnie wytknie szereg kardynalnych błędów popełnionych przez poprzednika. Błędów tak potwornych, że spłoniemy słusznym wstydem za swoją koszmarnie „położoną” łazienkę. Zupełnie niepotrzebnie. Klientka ma tylko odnieść wrażenie, że ten fachowiec tych błędów już nie popełni. Popełni za to inne. Lepsze.
Co do referencji Mężczyzny Domowego, to sama wiesz, na co go stać. I niestety on wie, że Ty wiesz.
W końcu wybieramy jednego z fachowców. Obojętnie którego. Prawdopodobieństwo znalezienia naprawdę dobrego fachowca jest równe prawdopodobieństwu znalezienia idealnego partnera życiowego. A wszystko to jest tak prawdopodobne jak skreślenie szóstki w totka… ale się zdarza.
Pierwszy dzień pracy fachowca to głównie uwagi o tym, jakie kiepskie płytki wybrałyśmy, jaką mamy krzywą podłogę w kuchni i tak dalej.
Pierwsze minuty pracy Mężczyzny Domowego to narzekanie, że też nam się zachciało przykręcać tę półkę w środę (czwartek, piątek, sobotę, niedzielę… itd.), że wiertła miękkie, a ściana twarda. W obu przypadkach ze stoickim spokojem znosimy utyskiwania.
Jeśli chodzi o zaprowiantowanie, to polecam domowe obiadki, które podstawiamy fachowcowi pod nos i kontrolujemy, czy się nie ociąga z jedzeniem. Puścić fachowca na obiad do domu oznacza stracić go z pola widzenia w najlepszym przypadku na 4 godziny. Lepiej ugotować coś na palniku w pokoju, przynieść w garnuszku od mamy czy zamówić pizzę do domu.Następne dni to kolejne obiadki, piwa, kawy i dowcipne uwagi rzucane przez fachowca. Trzeba jednak uważać na te próby oswajania. Mogą one pochłonąć całą drogocenną uwagę fachowca. Uwaga fachowca znana jest z tego, że pochłonąć ją może absolutnie wszystko. Fachowca, który wymieniał rury w naszej łazience, pochłaniał codziennie o 14.20 jego ulubiony serial brazylijski. A dwóch specjalistów od gazu, których gościłam jakieś 3 lata temu, pochłonęło bez reszty mające wtedy miejsce zaćmienie słońca. Pochłonęło ich na dokładnie dwa dni.
Mężczyzna Domowy wie, kim jesteś. A Ty wiesz, że on wie. To powinno wystarczyć.
Samo naprawianie usterki w wykonaniu Mężczyzny Domowego porównać można do bardzo skomplikowanej operacji chirurgicznej na otwartym sercu. Mężczyzna Domowy pracuje w skupieniu, co chwilę rzucając w naszym kierunku: Klucz do wiertarki! Wiertło! Kołek, Wkręt! Śrubokręt! A nie, młotek! Mężczyźnie nie wpadnie do głowy, że można sobie wszystkie te rzeczy przed rozpoczęciem pracy ułożyć w łatwo dostępnym miejscu, np. we własnej kieszeni. Zajęty skomplikowanym procesem wieszania półki na ścianie nie ma głowy do takich drobiazgów. On ma od tego kobietę. Podręczną i wieloczynnościową kobietę domową, uwijającą się wokół niego niczym matka przy niemowlęciu.
Ostatni etap to moment odbioru pracy. Teraz możemy sobie pozwolić na ocenę profesjonalizmu, zarówno Fachowca jak i Mężczyzny Domowego. W drugim przypadku zalecam ostrożność w wydawaniu niepochlebnych opinii, Mężczyzna Domowy przydać się nam może przecież w przyszłości. Na fachowca znowu urządzimy casting. A co?!
A jak tylko oddalą się unosząc zapłatę i obiecane piwo, będziemy mogły w spokoju poprawić to, co spartaczyli…
Kaza
* * *
Kazo, toż to jakbym sama to pisała. „Nic dodać, nic ująć” pomyślałam w pierwszym odruchu, ale w moim podgłębiu intelektualnym, że sięgnę po ulubione moje ostatnio sformułowanie, pojawiło się jednak parę spraw do dodania.
Mężczyzn Domowych z grubsza można usprawiedliwić. O ilu rzeczach można myśleć naraz, ile spraw załatwiać równocześnie? Jeśli ogląda telewizję, to nie naprawia, jeśli naprawia, to nie myśli, jeśli myśli, to nie mówi komplementów. Proste zasady. Dlatego na komplementy połączone z naprawami, nawet bez oglądania telewizji, kobieta domowa niechaj nie liczy, o ile ma do czynienia z homo, który jest sapiens.
Mężczyźni Domowi dla ułatwienia sobie życia opracowali taki mentalny wyłącznik, który pozwala im wyeliminować z pola widzenia wszystkie bodźce, które niedwuznacznie wskazują na konieczność remontu lub, jak to sobie niefrasobliwie nazywasz, drobnej naprawy. Do Dnia. W Dniu, o którym się filozofom nie śniło, w Mężczyznę Domowego wstępuje duch Prawdziwego Fachowca. Duch faceta, który zna się na wszystkim. Tego Dnia rusza w bój, w ruch puszczając wiertarki, szpachle, wałki, piły, młotki i lutownice. „Nie przykręciłem ci w kuchni wieszaka? Co za niedopatrzenie! Już się za to biorę!” – krzyczy w radosnym podnieceniu Mężczyzna Domowy. I ciach, wrrrr, bzzzzzz, zgrzyta dziobana ściana, aż wiertło zapada się znienacka w piaszczysty tynk (miniona epoka charakteryzowała się bardzo praktycznymi sposobami budowy bez użycia betonu). Dziura na wylot. „Hmmmm…” – rzednie mina Mężczyzny Domowego. „Dobra, robię drugą, to się potem podgipsuje!” I dawaj! Żżżżżżż, wrrrrrr, chrrrrchchrchr trach! W całym domu gaśnie światło. Kto by pomyślał, że prostopadle nad gniazdkiem będzie biegł kabel elektryczny! „No nic. Nie zrażajmy się byle przeciwnością. Mówiłaś, że szafkę masz nieskręconą. To ja tu najpierw podkuję, potem połączę kabel kostką, potem to zagipsuję, przy okazji tamtą dziurę…. No to rozrobię gips i biorę się za szafkę, potem podkuję i akurat zatkam tym gipsem, co trzeba.” Mężczyzna Domowy idzie do łazienki, za chwilę zza drzwi wydobywa się kłąb pyłu, niefrasobliwie osiadający na pieczołowicie odczyszczonych żyrandolach, firankach, gzymsikach i wykończeniach. Zza pyłu wydobywa się posiwiały Mężczyzna Domowy, wymachujący szpachlą w Twojej specjalnej miseczce do parówek na twarz, za jakieś 70 złotych, nie licząc specjalnego rękawa do naciągania na głowę. Rękaw zresztą był nieprzydatny, to go jednym szarpnięciem oderwał. Miseczka jak ulał do gipsu! „Która to szafka?” – pyta groźnie Pan Domu, odstawiając miseczkę na pralkę. Pędzi do kuchni. Łapie za instrukcję, ciach, szach, mat, brzdęk, stuku, puku – szuflady poskładane. Ryms, trach, bęc – korpus stoi. Wkłada Mężczyzna szuflady w korpus i mówi: „Patrz, jak lekko chodzą!” wyciągając dwie szuflady. Szafka z gwałtownym hukiem traci równowagę, przewala się pod własnym ciężarem i obija laminat, lądując na posadzce. „Eeee, ale teraz robią” – warczy Mężczyzna Domowy i bierze się za kucie. Łubudu, pac, ryms, na pozmywanych świeżo talerzach lądują kawałki tynku i cegieł, uszczerbiając niektóre, a inne tłukąc w iment. Jest kabel. Ou, ale go ciachnęło. Kostka. Kabelek z tej… kabelek z drugiej…. śruba… snop iskier, Pan Domu z niecenzuralnym słowem na ustach ląduje na podłodze. Wzywasz karetkę. Kiedy lekko nieprzytomnego Mężczyznę Domowego wynoszą z domu, czule gładzisz jego zapylone włosy, obiecujesz odwiedzić nazajutrz rano, a po wyjściu ekipy zamiatasz, myjesz, odkurzasz, polerujesz, wycierasz. Dziury w ścianie zasłaniasz makatką od babci „Mężowi smakuje, gdy żona gotuje”, zapalasz świeczki w całym mieszkaniu, ze szczególnym uwzględnieniem łazienki, zanurzasz się w kąpieli pachnącej lawendą… … i wzrok Twój pada na skamieniałą z przerażenia miseczkę do parówek.
Jak mówiłaś? Casting?
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze