Jak poznać czy kobieta jest piękna
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuWygląd mami. Ponętny biuścik okazuje się kawałem silikonu lub zgoła widmem, stworzonym przez odpowiedni stanik, talię jak u osy uczynił odpowiedni gorset, resztę załatwiły szminki i inne kosmetyki, których nazw nie pomnę. Jak poznać więc czy kobieta jest piękna? To trudne zadanie, zdolności maskujące kryją w sobie szereg pułapek.
Popularny kawał głosi, że kobiety malują się, ponieważ są brzydkie, co jest oczywistą nieprawdą.
Nie zamierzam rozwodzić się nad kanonami piękna lub wyważać otwartych drzwi tłumacząc, że za Rubensa Kate Moss raczej by się nie przebiła. Ważne jest co innego. Odkąd człowiek zlazł z drzewa i ofiarował pierwszy kwiatek swej neandertalskiej piękności (a może była to szczególnie ozdobna kość do ogryzienia – nie wiem) nasze ciała były nam dane na amen. To znaczy, rośliśmy sobie a potem marszczyli, do tego, w takim średniowieczu nikt koło trzydziestki nie miał już zębów. Teraz inaczej – zyskaliśmy możliwość modyfikacji, mógłbym jeszcze dziś doprawić sobie biust większy niż u Dody, zmienić kolor skóry, albo – co kiedyś mnie kusiło – przejść drogę odwrotną niż nieboszczyk Jackson i zmienić się w śliczne Murzyniątko.
Oczywiście, żeby kompletnie przeobrazić swoje ciało trzeba mieć nie po kolei w głowie. Taka Lolo Ferrari powiększała swój biust tak bardzo, aż ten zyskał rozmiar piłki plażowej, w końcu Lolo wykorkowała przez te swoje piersi i aż strach pytać, jak wyglądała jej trumna. Lolo to jednak ekstremum, w którego cieniu dokonuje się społeczna akceptacja operacji plastycznych. W Brazylii są one normą, tam co druga nastolatka powiększa sobie biust z okazji osiemnastki, idę też o zakład że każdy z nas ma znajomą, która coś tam sobie skorygowała: a to nos, a to piersi właśnie.
Operacje plastyczne są interesujące z dwóch przyczyn. Wszelkie przegięcia, w rodzaju rzeczonej Lolo dowodzą do jakich miejsc można dofrunąć na odrzucie własnej szajby, te normalne z kolei świadczą o kanonie piękna, w końcu, jeśli większość kobiet, zamiast zmniejszyć sobie biust wykonuje operację przeciwną, znaczy to, że duże piersi uchodzą za atrakcyjne (nic nowego!), w ogóle, wszystko poza brzuchem i nosem musi raczej być wielkie: nogi, włosy, a sam widziałem dziewczynę z ustami większymi od siebie samej, przypominały trochę ogromną truskawkę, która, ku memu zdziwieniu, wydawała z siebie dźwięki.
Istnieje oczywista różnica pomiędzy atrakcyjnością a pięknem. Atrakcyjność rozumiem jako zdolność do budzenia pożądania. Taka Pamela z pewnością piękna nie jest, ma w sobie tyle materii nieorganicznej, że trudno wprost stwierdzić czy jest bardziej żywa czy martwa. Jej atrakcyjność nie budzi wątpliwości, podobnie jak w wypadku kobiet jej podobnych, czyli podpadających pod kategorię „pornostar”, tu działa automat męskiej fizjologii. Powiększone drugorzędne cechy płciowe wywołują żądzę, nie ma co gadać. Wiedzą o tym producenci filmów dla dorosłych, zaludniając swoje dziełka takimi właśnie laleczkami.
Jak poznać więc czy kobieta jest piękna? To trudne zadanie, zdolności maskujące, o których właśnie tu truję, kryją w sobie szereg pułapek. Nie mówię nawet o sytuacjach ekstremalnych, choć i takie się zdarzają; mógłbym poznać dziewczynę o urodzie Christiny Ricci, może jakoś nawet zdołałbym ją uwieść (leci na nikczemnych), nie wiedząc, jaki szykuję sobie dramat. Oto dochodzi do wyczekanego zbliżenia, a tutaj, moja wybranka wyjmuje sztuczną szczękę oraz oko, odkręca sztuczną nogę, by na koniec okazać się facetem.
Wygląd mami. Ponętny biuścik okazuje się kawałem silikonu lub zgoła widmem, stworzonym przez odpowiedni stanik, talię jak u osy uczynił odpowiedni gorset, resztę załatwiły szminki i inne kosmetyki, których nazw nie pomnę. Nic tylko wrzasnąć ze zgrozy i zmykać – każda knajpa pełna jest nieszczęśliwych mężczyzn, którzy zwiali w podobnych okolicznościach. Oraz jeszcze nieszczęśliwych. Takich, co jednak zostali.
Niektórzy wskazują na naturalność, jako formę kontestującą plastykowe kanony urody i życie byłoby piękne, gdyby nie prosta konstatacja, że naturalność także da się podrobić, więcej nawet, właśnie podrabianie naturalności jest najbardziej w cenie. Wyobrażam sobie nawet seksbombę z urodzenia, taką Pamelę lub Dodę, której miłosierny Bóg zafundował ciało z wielkim cycem i nogami do nieba bez jednej operacji plastycznej. Następnie, nasza dziewczyna odrzuca ten dowód szczególnej łaski stwórcy i uporczywie przerabia się na mysz szarą, tak by nie ganiały za nią młoty z dyskotek lub świata polityki. Piersi sobie zmniejsza lub podwiązuje, pudruje twarz obficie i na koniec wskakuje w halkę od babci i rusza na poszukiwanie swojego szaraczka. Ten, odkrywszy prawdę dostanie pomieszania zmysłów.
Sam przychylałem się ku tezie, że piękno kryje się w ruchu. Część tej prawdy pozostała we mnie do dzisiaj. Kobieta może ważyć tyle co waleń, mieć nos czarownicy i pryszcze niby guzy, niemniej, jeśli rusza się w sposób odpowiedni, którego jednak nie umiem zdefiniować, kosi w przedbiegach ładniejsze koleżanki. To samo z głosem (niski, z chrypką), jedno wypowiedziane nim zdanie może mieć więcej seksu niż biust Igi Wyrwał. Niestety. Pojąłem, że ruch i głos podlegają treningowi i, podobnie jak silikon, makijaż i botoks mogą stanowić element wielkiego udawania, w końcu to przedszkole dla byle aktora, zaś kobieta w życiu miewa więcej talentu, niż Holoubek na scenie.
Wreszcie, wnętrze. Są i tacy, co szukają kobiecego piękna w jej wnętrzu, nurkują sobie w jej duszy i pławią się w intelekcie, taką postawę szanuję, choć takie nurkowanie może nie najlepiej się skończyć – skaczemy sobie właśnie, by odkryć, że akurat wodę spuszczono, albo dno jest pół metra od powierzchni. Mógłbym zaryzykować przetrącenie kręgosłupa mojej duszy, ale ta droga na szukanie piękna pozostaje dla mnie zamkniętą z przyczyn prywatnych, mianowicie, całe życie zbudowałem na udawaniu, żem duchowo przebogaty, intelektualnie fascynujący i wyszczekany niczym Kołakowski skrzyżowany z bulterierem (jeśli doczytaliście aż dotąd, znaczy to, że nieźle mi idzie). Podobnie jak złodziej najbardziej boi się bycia okradzionym, tak i ja drżę przed podobnymi sobie.
Sposób na znalezienie piękna musi znosić wszelkie powyższe metody, musi przetrawić je do końca i wypluć w syntezie. Syntezą jest poranne przebudzenie. W pierwszej chwili po otwarciu oczu kobieta nie ma makijażu a jeśli już, to rozmazany, nie skryje cielesnych niedoskonałości lub udoskonaleń, nie powie nic mądrzejszego niż umie, nie zmodyfikuje głosu oraz ruchów gdyż zwyczajnie jest zaspana. Wówczas widzimy ją całą, my, faceci, tylko, że sami jesteśmy zaspani i łatwiej uwierzyć nam w piękno. To drobne ułatwienie przyjmuję z ochotą.
Jak zwykle i jak wszystko – rzecz opiera się na triku. Aby dowiedzieć się o poranku czy kobieta jest piękna muszę najpierw się napocić, by poranek się ziścił, uwieść lub zgodzić się na uwiedzenie, tak czy inaczej, traktować kobietę jak piękną. Jej domniemanemu pięknu zaufać.
A jak wszyscy wiemy, poranek oznacza że pewne rzeczy się nie odstaną.
I jak tu nie wierzyć, że kobiety są mądrzejsze od mężczyzn?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze