Wierzysz w duchy?
WERONIKA BULICZ • dawno temuBliskie spotkania z istotami nie z naszego świata traktujemy najczęściej jak bajki i efekt działania bujnej wyobraźni. Gdy ktoś opowiada o spotkaniach z duchami, patrzymy na to z przymrużeniem oka. Ale ziarno niepewności zostaje zasiane. A jeśli duchy istnieją? Jeśli są między nami, tylko ich nie widzimy – jak głosi jedna z teorii.
Czy duch istnieje?
Zetknięcie z istotami z innego świata nie przydarza się tylko tym, którzy są święcie przekonani o ich istnieniu. Bohaterka reportażu myślała zawsze odwrotnie.
– Zawsze mocno stąpałam po ziemi – mówi 28-letnia Marta. – Nigdy nie interesowały mnie duchy, wróżby, nie analizowałam takich kwestii paranormalnych, w ogóle dla mnie nie istniały – dodaje.
Czy przypadek Marty i jej partnera Pawła dowodzi, że bez względu na czas, miejsce i inne okoliczności, zetknięcie z postacią nadnaturalną może się wydarzyć?
Kilka miesięcy temu w wypadku samochodowym zginął znajomy Marty. Osierocił czteroletniego synka, a jego żona, również poszkodowana w wypadku, trafiła w ciężkim stanie do szpitala i dopiero po ponad dwóch miesiącach obudziła się ze śpiączki. Była w ciąży, więc ofiarą było także ich nienarodzone dziecko. Mimo że nie byli to najbliżsi znajomi Marty, bardzo mocno przeżyła ich wypadek i tę śmierć. Trudno się dziwić – ciężko przejść obojętnie obok takiej tragedii.
– Bardzo dużo o tym rozmyślałam – opowiada Marta. – Dużo płakałam, zastanawiałam się, dlaczego takie rzeczy spotykają tak dobrych ludzi.
Marta nie mogła się pogodzić z niesprawiedliwym losem i często wracała do tego tematu.
Którejś nocy została sama w domu. Paweł pojechał do brata i tam miał przenocować. – Wieczorem uczyłam się do egzaminu i dość szybko położyłam się do łóżka – opowiada Marta. – Około trzeciej nad ranem obudziłam się, bo usłyszałam, że ktoś jest w drugim pokoju. Słyszałam bardzo wyraźnie, to nie były żadne szelesty. Dobrze wiesz, które dźwięki dochodzą z twojego domu, a które zza ściany. Pomyślałam, że to Paweł wrócił jednak na noc.
Zaniepokojona, długo czekała, aż jej chłopak wreszcie położy się spać, ale nie doczekała się. To nie był on. Była przerażona – w głowie próbowała odtworzyć moment, kiedy wieczorem zamykała drzwi. Dobrze go pamiętała, więc wykluczało to możliwość włamania.
– Nigdy w życiu tak się nie bałam – wspomina. – Byłam pewna, że coś tam jest, ale nie potrafiłam powiedzieć, co? Czułam jednak czyjąś obecność, samoistnie zaczęłam wpatrywać się w drzwi, jakby przypuszczając, że ktoś tam stoi. Ze strachu nie mogłam złapać tchu, to było przerażające uczucie — wiesz, że ktoś jest obok, ale nie widzisz go. W końcu poczułam, jak ten „ktoś” dotyka mojej twarzy. Ale to nie był miły dotyk, był nieprzyjemny, zimny i paraliżujący – kończy opowieść.
Gdy wspólnie analizowali sytuację, Paweł uspokajał ją. Niestety, strach nie skończył się na jednej nocy. To, czemu Paweł nie dawał na początku wiary, powoli zaczęło dotyczyć też jego.
– Jednej nocy przyśnił mi się taki obraz: kobieta śpiąca w szpitalu, ale niewyglądająca jak pacjentka, tylko jak ktoś spoza szpitala – opowiada chłopak. – Następnej nocy znów śniłem to samo: w szpitalnej sali pojawiła się męska niewyraźna postać. Kiedy się przebudziłem, nade mną, za moją głową zobaczyłem taką samą postać.
Wściekły zaczął krzyczeć i kląć, żeby "to coś" zostawiło ich wreszcie w spokoju. Marta była przerażona. – Paweł nigdy się tak nie zachowuje, widziałam, że coś naprawdę go poruszyło. On sam wspomina, że postać była niewyraźna, ale jej obecność była w stu procentach wyczuwalna. Znikła, gdy stanowczo ją przegonił.
Z trwogą do Boga
Wielu z nas codzienne kłopoty przypisuje złemu losowi, ale jeżeli naprawdę przydarza nam się poważny kłopot, pomoc mamy nadzieję znaleźć u Boga. Szczególnie, jeżeli tym kłopotem okazuje się być duch zakłócający nasz spokój. Marta i Paweł również trafili do księdza.
– Jest coś w tym powiedzeniu: jak trwoga, to do Boga. Oboje jesteśmy wierzący, ale nie nazwałbym nas przykładnymi katolikami – opowiada chłopak. – Jednak, gdy coś każe się zastanowić nad życiem po życiu, nigdzie indziej nie można się udać – mówi. Dlatego też, jak inni ludzie w podobnej sytuacji, poszli do kościoła. Księża mieli różne pomysły na to, jak im pomóc.
Marta i Paweł sami zasugerowali, że ogromna empatia dziewczyny w stosunku do rodziny zmarłego w wypadku kolegi być może spowodowała, że to właśnie spotkania z jego duchem mogli doświadczyć. W to Marta najbardziej chciała wierzyć.
– Kiedy myślę o tych wydarzeniach, łatwiej jest mi je oswoić, jeżeli duch nie jest mi obcy – opowiada dziewczyna.
Biorąc pod uwagę taką opcję, ksiądz polecił im modlić się za duszę zmarłego i dać na mszę w jego intencji. Dodatkowo, mieszkanie, w którym mieszkają, gdzie również wszystkie opisane zdarzenia miały miejsce, było ich domem od niedawna. Nie zdążyli go wtedy jeszcze poświęcić. Poprosili w parafii, aby przysłano do nich „nadzwyczajną” kolędę. – Na szczęście, po tych zabiegach, dzisiaj mamy spokój, niewyjaśnione zjawiska przestały nas dręczyć.
Opinie, jakie wyrażają księża różnią się. Jedni twierdzą, że duchy, które w jakiś sposób mogą nas afektować, nie mogą robić nam krzywdy. To zagubione dusze, niemogące pojąć, że odeszły, gdyż stało się to nagle, lub po prostu, chcą jeszcze coś przekazać. My zaś, w miarę możliwości, powinniśmy im pomagać osiągnąć spokój poprzez nasze modlitwy. Ta wersja często służy uspokojeniu ludzi, którzy doświadczają spotkań z duchami. Ksiądz Artur, zetknął się egzorcyzmami, wie, że nie tylko dobre zagubione dusze istnieją po drugiej stronie. Wiele przypadków koszmarnych opętań świadczy o tym, że nie tylko dobre zamiary motywują duchy. Są też tacy księża, którzy nie wierzą, że cokolwiek dobrego mogłoby wynikać ze spotkań z duchami, że jakieś wyższe (i pozytywne) cele miałyby przyświecać ich pojawianiu się. Niektórzy uważają, że obecności zbłąkanej duszy doświadczają tylko ci, którzy sami są zagubieni i nie do końca czyści i bezgrzeszni.
W którą z powyższych wersji wierzymy, to już zależy do nas. Nawet racjonaliści czasem przekonują się, że nie wszystko można racjonalnie wytłumaczyć. Tajemnica zmartwychwstania dotyczy w jakimś stopniu wszystkich z nas, którzy myślimy o śmierci i dalszym ciągu… A moja bohaterka mówi o tym z przekonaniem. – Jestem pewna, że to, co przeżyłam, było spotkaniem z duchem. Choćby każdy mówił inaczej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze