Pseudoszokująca pseudonowość, czyli: jak bardzo jeszcze może ogłupić Internet?
MONIKA SZYMANOWSKA • dawno temuNa Instagramie nowa moda – tak przynajmniej szacują to media brytyjskie. Pary wrzucają tam swoje intymne fotki po stosunku. Podobno bohaterowie zdjęć nie czują obciachu – chcą być sławni i podziwiani jak gwiazdy show-biznesu, bawi ich przełamywanie kolejnego tabu… Rzuciłam się oglądać te obrazoburcze dzieła w liczbie siedmiu przykładowych sztuk i pusty śmiech zadudnił w mych piersiach.
Na Instagramie nowa moda – tak przynajmniej szacują to media brytyjskie. Pary wrzucają tam swoje intymne fotki po stosunku. Podobno bohaterowie zdjęć nie czują obciachu – chcą być sławni i podziwiani jak gwiazdy show-biznesu, bawi ich przełamywanie kolejnego tabu…
Rzuciłam się oglądać te obrazoburcze dzieła w liczbie siedmiu przykładowych sztuk i pusty śmiech zadudnił w mych piersiach. Zero autentycznej intymności, zero golizny, zero prawdy o seksie i oczywiście zero skandalu. Ot, uśmiechnięte buziaki wyzierają spod przaśnych kołder. Ludzie przeważnie patrzą w obiektyw, a to pierwszy trop w śledztwie w sprawie pozowania…
Moda na tzw. selfies, czy artystyczne autoportrety, trwa mniej więcej tyle samo, co historia fotografii, a zapoczątkowali ją wielcy mistrzowie obiektywu, pokazując samych siebie w sytuacjach zwyczajnych i niezwyczajnych, aranżowanych pod kątem powiedzenia czegoś o sobie. Bo jedno genialne selfie mówi o człowieku więcej niż wywiad-rzeka. Czy widać na nim cycki, czy nie, to już kwestia drugorzędna.
Foty z Instagramu nie wychodzą poza estetykę reklam kremu Nivea (choć daleko im do nich), są przeraźliwie nudne i przewidywalne – np. para paląca w łóżku papierosy, jakież to odkrywcze, nigdy jeszcze nie widzieliśmy w mediach takiej sceny. Albo dwoje ludzi wytatuowanych od stóp do głów – wiadomo przecież powszechnie, że facet z dziarami zadaje się wyłącznie z dziewczynami o tych samych upodobaniach, prawda? Na wielu zdjęciach kochankowie przytulają się „na łyżeczki” – to chyba owo słynne przytulenie po seksie, o którym marzy większość kobiet, jakby przed chwilą działa im się krzywda…
Twarze się zmieniają, a fotografie nużą, nic oryginalnego się na nich nie dzieje, nie widać indywidualności bohaterów, ich łóżkowych obyczajów ani łączącej ich bliskości. Takie plakatóweczki, jakie wiszą w każdym banku udzielającym kredytów hipotecznych mdm. Zawsze mi się wydawało, że żeby złamać kolejne tabu, trzeba się wysilić, wykazać odwagą, pojechać na wojnę, pójść krok dalej niż poprzednicy. Okazuje się, że nie. Sama sugestia, że zdjęcie zostało zrobione zaraz po seksie, to za mało, by wywołać dreszczyk emocji. A jednak ktoś znów robi w balona i próbuje nam wmówić, że tak jest.
Jeśli ma to faktycznie być moda, to nie bądźmy niewolnikami. Zaczekajmy. Może ów „trend” rozwinie się w dobrym kierunku – foty będą śmiałe, szczere, zabawne, rozbrajające. Takie, że patrząc na nie zawołamy: „Super, dokładnie tak jak u mnie!”. Na razie pomimo wytrzeszczu nie dopatrzyłam się niczego z wyjątkiem ewentualnej możliwości popełnienia przestępstwa w postaci menage a trois z kotem…
A jeśli macie ochotę popełnić ostre selfie, polecam na początek twórczość Roberta Mapplethorpe’a – choćby słynny autoportret z pejczem… To jest prawdziwy skandal obyczajowy. Zdjęcie ma prawie 40 lat, a dom aukcyjny Christie’s sprzedał odbitkę (sic!) w 2007 roku za 26 tysięcy dolarów… Jeśli pójdę kiedyś do łóżka z aparatem, to tylko z mottem tego artysty na ustach: Kiedy uprawiam seks, zapominam, kim jestem. Są nawet chwile, w których zapominam, że jestem człowiekiem. To samo dzieje się, kiedy staję za obiektywem. Zapominam, że istnieję.
Źróło: Instagram, www.sfora.pl
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze