Samotność wśród tłumów
WERONIKA BULICZ • dawno temuJest na wagę złota. Ale nie będę tu utyskiwać na zły los, użalać się nad trudami samotnego życia, rozwodzić nad okropnością samotnych ranków i wieczorów. Będę zaś narzekać na wszechobecne tłumy i marzyć o chwili bez szumu, rozmów i gości! Ludzie są wszędzie. Nie neguję potrzeby towarzystwa, ale uważam, że czasem najzdrowsze co możemy sobie zapewnić to własne towarzystwo… i nic więcej.
Ile razy pomyślę „chcę zostać sama”, moje życzenie nie spełnia się, a właśnie dzieje się na odwrót.
Dzień świra
Od zarania dziejów ludzie łączą się w pary, szukają towarzystwa, tworzą grupy. A gdy już to mają, szukają swojego miejsca, tworzą swoje samotnie, świątynie dumania. Kochamy bycie z ludźmi i go nie znosimy.
Gdzie i kiedy jestem w ogóle sama? Rano budzi mnie telefon. Dzień dobry, mamo. Tak, wszystko w porządku. Nie, nie obudziłaś mnie. Rano, niby jestem sama, ale niekoniecznie. Wstaję. Domofon. Dziękuję, nie chcę ziemniaków. Buraki? Też nie. Włączam telewizor. W końcu telewizja śniadaniowa jest po to, żeby zjeść z nią śniadanie? Siadam z miską płatków, miła pani żartuje z miłym panem… Mili goście odpowiadają na miłe pytania. No i goszczą, naturalnie, w moim domu. Jutro moimi gośćmi będą gwiazdy, politycy. Zatańczą w moim salonie, zagwiżdżą w kuchni. I znów ktoś ze mną jest. Nie wchodzi do domu, ale nie pozwala poczuć się swobodnie, łazi za mną.
Aby dobrze rozpocząć dzień, jadę do klubu fitness na jogę. Staram się wcielać w życie slogan. Pozwoli mi się wyciszyć i złapać równowagę na cały dzień, tak myślę. No i mylę się. Na treningu trzy chichotki za moimi plecami duszą się ze śmiechu, ilekroć coś im nie wyjdzie. Przed nosem gadają dwie miłe panie. Czuję się jak na targu, zresztą pewnie wśród stoisk warzywnych wyciszyłabym się prędzej niż tutaj. Instruktor jest tak skupiony i zajęty sobą, że nie reaguje. Zdezorientowana dziewczyna obok mnie (chyba głupio się czuje nie mając z kim poplotkować) próbuje zagadnąć. Szybko się przekonuje, że to zły pomysł.
Dalej na zajęcia i do pracy. Pracę mogłam podjąć dzięki umiejętnościom dogadywania się z ludźmi i współpracy z grupą. Bez takich deklaracji moje cv byłoby bezużyteczne. Siedzę w biurze w otwartej przestrzeni, wokół w ciągu dnia przewija się tłum ludzi. Nawet prywatnych wiadomości nie mogę sprawdzić, bo mam wścibskich współpracowników za plecami.
Jadę na zajęcia autobusem, na szczęście nie jestem rosłym mężczyzną, bo taki za mną już nie wsiadł. Ja jeszcze jakoś się wcisnęłam. Udaję, że ich nie widzę. Jedziemy, pasażerowie, anonimowi… Opatrzność jednak czuwa, znowu mam towarzystwo, rozprasza mnie pani, siedząca naprzeciwko. Czy tylko ja wyglądam na szczęśliwą posiadaczkę zegarka. Ładny? Dziękuję. Tak, jeżdżę tą linią codziennie, zawsze się spóźnia.
Po co zagaduje się towarzyszy podróży? Czemu by nie dać chociaż złudzenia samotności? Nici z lektury przed kolokwium.
Jadę, wysiadam, siadam. Koledzy i koleżanki plotkują, świdrują. Grają bez przerwy w mojej zatłoczonej głowie. Dziś jestem dzika, nie patrzę nawet w ich kierunku. Wszyscy szukają kontaktu, ja odwrotnie.
Po zajęciach nie wracam do pracy. Wiem, że tam czeka na mnie łoskot rozmów telefonicznych, wrzask plotek przy stoliku z kawą, klienci. Jadę do domu. W autobusie luźniej. Mam jeszcze pół godziny wymarzonego spokoju zanim On wróci. Siadam, przede mną parujący kubek herbaty, nie włączam telewizora, nie włączam komputera. Nie myślę nawet o telefonie, żeby go nie zakląć, żeby nie zadzwonił.
Człowiek, zwierzę tyleż cywilizowane, co durne, sam zamknął się w uroczych swoich pułapkach. Telefony. Pamiętam jeszcze z dzieciństwa, że w moim domu znajdował się jeden z dwóch telefonów na naszej klatce. Nie urządzano więc wielkich pogaduch, każdy załatwiał wszystko jak najszybciej. I my, właściciele tego dobrodziejstwa, i sąsiedzi, którzy czasami przychodzili, żeby z niego skorzystać.
Dzisiaj każdy może rozmawiać tanio. Każdy ma telefon komórkowy, dzięki czemu nie można być nieuchwytnym. Ile razy wyłączam telefon w teatrze czy w kinie, po ponownym uruchomieniu, muszę się gęsto tłumaczyć. Nie po to mam komórkę, żeby być nieuchwytną. Niby nie, ale czy, w takim razie, mam ją po to, żeby nie mieć chwili spokoju? Dzięki telefonowi stacjonarnemu, Internetowi, telefonowi komórkowemu, mogę w każdej chwili skontaktować się z każdym znajomym, w dowolnym miejscu na świecie – w Australii, Argentynie czy w pokoju obok. Oni ze mną też. To oczywiście pozorne towarzystwo, ale jednak…
Zawsze, gdy już mam chwilę dla siebie, jednym z tysiąca możliwych kanałów, ktoś ten stan może zakłócić. Im bardziej chcę spokoju, tym bardziej go nie mam.
Errata
Jest wieczór w środku tygodnia, siedzę sama. Minęło pół godziny i nic. Telefon milczy. Nikt nie dzwoni, nie puka, nie przychodzi. Cisza. Mam pół godziny, zbieram myśli, medytuję nad kubkiem z herbatą. O to walczyłam od rana? Tak. Tyle wystarczy.
Po całym dniu absolutnych szaleństw, tłumów w biurze, tłumów w sali wykładowej, w autobusach, tramwajach, na przejściach dla pieszych; po dniu poszukiwań spokoju, znalazłam go i po półgodzinie zaczyna mnie on niepokoić?
Może nie jestem typem samotnika… Zawsze szukam spokoju w dniu największego zamieszania. Ci, którzy biegną koło mnie, denerwują mnie wprost proporcjonalnie do tempa, w jakim biegniemy, ale wystarczy chwila wyłączenia i znowu za nimi tęsknię. Zanim więc ktoś przyjdzie do mnie, sama wychodzę i szukam towarzystwa. Dzwonię do M, może wpadnie na herbatę…
Lubimy samotność dopóki jest naszym wyborem. I z własnego wyboru czasem jej potrzebujemy. Ja na pewno.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze