Umysł zniewolony
REDAKCJA • dawno temuDobrze być kobietą wyzwoloną. Kobieta wyzwolona nie ładuje się, proszę ja Ciebie, w nic na siłę. Prowadzi żywot swobodny i niewymuszony. Zajmuje się dbaniem o siebie i zawrotną karierą zawodową. Kobieta wyzwolona jest feministką i w pogardzie ma tradycyjny podział ról. Nie czyta książki „Płeć mózgu”, bo ją szlag za przeproszeniem trafia przy pierwszych linijkach, w których ktoś podle insynuuje, że jej mózg inaczej jest zbudowany i inaczej funkcjonuje niż mózg mężczyzny.
Wiem, bo chciałam przeczytać i mnie trafił. W imieniu feministek mnie trafił, bo mój własny mózg w te upały czy też pod wpływem przeciągającego się karmienia piersią stał się Wielkim Nieobecnym. To odróżnia mnie w sposób zasadniczy od feministek, które dzieci nie mają i mieć ich nie będą, bo im się figura zepsuje. Z całą pewnością też nie będą karmiły piersią, bo im biusty urosną i będą wyglądały jak, nie przymierzając, kobiety.
Patrzyłam sobie na te feministki, pardon, kobiety wyzwolone, stojące w portach z transparentami. Daleko za mgłą zostały ich przodkinie, które stawały na nadbrzeżach z prowiantem, szkaplerzykiem, dobrym słowem na ustach i chusteczką przy oku. Feministki, pardon, kobiety wyzwolone, teraz zwartym murem stają w portach i domagają się swobody, fabryk i ziemi czy też swobody w dostępie do aborcji i eutanazji. O ile rozumiem to drugie, to nie rozumiem pierwszego, bo żadna szanująca się feministka, pardon, kobieta wyzwolona, normalnego, zdrowego samca do siebie nie dopuści. Do niej dostęp ma jedynie równorzędny i równouprawniony partner, a nie jakiś zwykły dzieciorób. Partner, a nie chłopak, narzeczony czy mąż. I w żadnym wypadku „mój”! Feministki purystki głęboką odrazą napawa ten, skądinąd niewinny, zaimek dzierżawczy. Wolność, równość i braterstwo, droga Kazo. Nie te katusze, które Ty w, pożal się Boże, małżeństwie przeżywasz. Wolny związek to sztandar kobiet wyzwolonych. W wolnym związku nie spotka Cię znużenie partnerem, a partner nie zająknie się myślą, mową, a zwłaszcza uczynkiem na temat otaczających go kobiet, gdyż obce jest mu uczucie zniewolenia i stagnacji, właściwe jedynie, jak wiadomo, związkom usankcjonowanym. Kobieta wyzwolona nie skala się trójpolówką: dom, dzieci, kuchnia. W kajdanach miłości złotych zakuć się nie da. Szopki z księdzem wyprawiać nie będzie, bo ksiądz zresztą tylko czyha, by skórę z niej zedrzeć i ciężko zapracowane pieniądze z niej wydrzeć. Wiem, bo na mnie czyha. I nie doczyha się póki co. Wyzwolona jestem częściowo. W częściowym tym wyzwoleniu zagalopowałam się ostatnio, gdyż znalazłszy się znienacka z partnerem w niecodziennych okolicznościach, gdy i partner i ja w tym samym czasie (okolice południa) i miejscu (centrum miasta) dysponowaliśmy godziną wolnego czasu, zaproponowałam mu w sposób wyzwolony i niewymuszony, jak na kobietę wyzwoloną częściowo przystało, wspólną kawę albo co. Spojrzał na mnie z tak niekłamaną pogardą dla mojej beznadziejnie banalnej propozycji rodem z tradycyjnych związków, że natychmiast przypomniało mi się, że kobieta wyzwolona nie używa słowa „mój”. Zwłaszcza w odniesieniu do partnera.
I dobrze. A bo to ja jego jestem?
Margola
Niedobrze jest być feministką, moja droga. Bardzo niedobrze. Feministka musi być feministką, kobietą i mężczyzną jednocześnie. Bardzo to trudne. Zwłaszcza, że musi być tym wszystkim wzorowo, bo feministka jest na cenzurowanym.Feministka nikomu nie powinna ufać, sobie przede wszystkim. Tysiące lat patriarchatu wykonało swoją krecią robotę w głowie feministki i czasem feministka widzi siebie gorszą niż mężczyzna. Feministka zatem musi być czujna. Na baczność w dzień i w nocy. Trzeba studia skończyć. I doktorat napisać. Trzeba się po drodze z krzywdzącymi opiniami spotykać. Że jak? Że studia? Że doktorat? Że się w głowach babom poprzewracało. Dzieci nie rodzą. I tak przez całą zawodową karierę. A jak się już dziecko trafi to można dla odmiany usłyszeć, że jakby faceta przyjęli, to by im nie zniknął jeden pracownik w najgorętszym okresie. I że z babami tak zawsze. I to jest dobre, bo słysząc takie bzdety można w sobie feminizm pielęgnować jeszcze intensywniej.
Niełatwo też samotnej feministce znaleźć równorzędnego partnera. Gdzie samotna feministka nie spojrzy, tam wszędzie ofermy, ciamajdy, mali rozpieszczeni chłopcy, duże niedopieszczone dzieci, męskie szowinistyczne świnie i inne skurczybyki. Dziesiątki ciasnych męskich umysłów. Trzeba je wszystkie nawrócić lub przynajmniej próbować. Z tym, że najczęściej zupełnie bezskutecznie. Co jest do przewidzenia, bo to tylko mężczyźni w końcu. Chociaż, tak naprawdę, po co feministce partner? Sama się utrzyma, przyjaciółce wypłacze, ze znajomymi do kina pójdzie… ot, najwyżej reproduktor, taki na jeden sezon. Po co ma feministka spać w nocy z jednym tylko zamkniętym okiem? Po co ma drugim kontrolować czy podział na „moje łóżko” i „jego łóżko” jest równy, czy kołdra równo na dwoje rozłożona. Każdą prośbę o herbatę dokładnie analizować: „Zmęczony jest? A może już próbuje zepchnąć mnie do roli domowego popychadła?” No po co? To już sobie lepiej kota kupić. Kotkę znaczy.
A przy tym wszystkim trzeba być piękną feministka. Bo brzydka feministka to woda na młyn wrogów feminizmu. Zatem trzeba być piękną i zadbaną. Ale nie można być piękną za bardzo. Za krótka spódnica i już mają feministkę. Bo jaka szanująca się feministka pozwoli na to, żeby do jej wdzięcznie opiętego kusą spódnica tyłeczka przyklejały się lepkie męskie spojrzenia, znane z tego, że kobietę traktują jak przedmiot do zabawy? Zatem nie. Schować biust trzeba i uda, żeby nie przysłaniały zalet umysłu. Najlepiej schować wszystkie widoczne uda, pupy i biusty. Zapiąć pod szyję wszystkie roznegliżowane billboardy. Stacje radiowe pozamykać, a książki spalić. Bo wróg czai się wszędzie.
Nie jest lekko feministce. A przecież czubka zaledwie góry lodowej dotknęłam, nie wspomniawszy nic o obowiązku wpuszczania mężczyzn przodem, całowania ich w dłoń przy powitaniu, jako i oni dłoń feministki całują w błędnym przeświadczeniu, że to szarmanckie zachowanie i o szacunku świadczy. Nie wspomniałam o nawracaniu zniewolonych koleżanek, które tkwią po pachy urobione w związkach formalnych i nieformalnych. Nic nie napisałam, a to feministki chleb powszedni przecież.
Zatem nie wiem, droga moja siostro w przekonaniach, czy to dobrze, że Ty się tak wyzwalasz, czy Ty się aby w kierat gorszy niż troje dzieci, mąż, dom, praca, pies i działka na drugim końcu miasta nie pakujesz? Wszystko sobie przemyśl dokładnie…
Kaza
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze