Jakich kobiet brakuje w polskich serialach?
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuDlaczego Skandynawowie, oprócz Izraelczyków, mają taki talent do snucia opowieści? Autorzy scenariuszy potrafią zbudować prostą, ale wciągającą historię np. kryminalną, która nie pozwala oderwać się od ekranu. Postaci autentycznych brakuje polskim serialom, a właściwie telenowelom – sztucznym, kiczowatym, wymyślonym na kolanie. Mamy takie seriale, na jakie zasługujemy.
W świątecznym wydaniu „Polityki” ukazał się interesujący artykuł o najciekawszych produkcjach telewizyjnych. Bartosz Staszczyszyn w tekście „Wielki rynek małego ekranu” opisuje między innymi fenomen skandynawskich i izraelskich seriali, które błyskawicznie podbijają zachodnie rynki, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie oryginalne scenariusze natychmiast przerabiane są na amerykańską wersję. Do takich wystrzałowych produkcji autor zalicza chociażby „Homeland” (w izraelskiej wersji „Hatufim”), „The Gordin Cell” i duński serial polityczny „Borgen” („Rząd”).
Jako długoletni wielbiciel seriali (zagranicznych wyłącznie, bo polskie trudno mi strawić, może oprócz „Kryminalnych” i „Czasu honoru”), postanowiłem zapoznać się przynajmniej z dwoma tytułami, rekomendowanymi przez Staszczyszyna. Cóż, muszę przyznać, że dziennikarz „Polityki” zdecydowanie miał rację. Szczególnie, jeśli chodzi o serial „Most nad Sundem”. Ta produkcja została zrealizowana w 2011 roku i dostępna jest w internecie do obejrzenia online. Dlaczego postanowiłem o niej napisać? Bo jest perfekcyjna, podobnie jak inny skandynawski serial „Forbrydelsen” (w amerykańskiej wersji tytuł brzmi „The Killing”).
Dlaczego Skandynawowie, oprócz Izraelczyków, mają taki talent do snucia opowieści? Staszczyszyn pisze, że Szwecję, Danię i Izrael charakteryzuje wysoka kultura literacka, a Skandynawowie i Izraelczycy „zajmują czołowe miejsca w rankingach czytelnictwa” (autor docenia również genialnych Brytyjczyków). Nic więc dziwnego, że autorzy scenariuszy potrafią zbudować prostą, ale wciągającą historię np. kryminalną, która nie pozwala oderwać się od ekranu (zaliczam się do tych widzów, którzy codziennie oglądali po 3 odcinki „Mostu nad Sundem”).
Dlaczego ten serial jest tak dobry? Bo jest autentyczny! Żeby nie streszczać fabuły pierwszego sezonu, powiem tylko, że historia o wyrafinowanym mordercy, który bawi się z policjantami w kotka i myszkę, zaskakuje nieoczekiwanymi zwrotami akcji, a pod koniec i tak nie domyślimy się, kto naprawdę jest mordercą. Autentyczni są przede wszystkim bohaterowie: nieumalowani, nieuczesani, chodzący w normalnych, często wytartych ubraniach. Szczególnie ciekawa jest postać kobieca: detektyw Saga Norén (gra ją aktorka Sofia Helin). Kobieta chodzi wciąż w tych samych spodniach, ma włosy z odrostami i widoczną bliznę w okolicach ust. I mimo to elektryzuje widzów swoim wyglądem i zachowaniem (rzecz nie do pomyślenia w przypadku hollywoodzkich gwiazd, które nigdy nie pozwoliłyby sobie na stylizację Sofii Helin). Chociaż detektyw Norén nie do końca zachowuje się normalnie (czasami ma trudności w nawiązywaniu relacji z innymi ludźmi), jest genialną policjantką i dlatego wybaczamy jej gburowatość, emocjonalną oziębłość i brak taktu. Saga Norén jest jednocześnie oryginalna i typowa, ludzka i antypatyczna. I właśnie dlatego z uwagą śledzimy jej losy.
Takich postaci brakuje polskim serialom, a właściwie telenowelom – sztucznym, kiczowatym, wymyślonym na kolanie. A więc uczmy się od najlepszych. Zachęcam naszych scenarzystów do przyjrzenia się skandynawskim i izraelskim produkcjom filmowym. A nas nakłaniam do czytania. Bo mamy takie seriale, na jakie zasługujemy.
Źródło informacji i zdjęć: imdb.com, Bartosz Staszczyszyn, „Wielki rynek małego ekranu”, Polityka nr 51/52 (2938)
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze