Uzależnione od uwodzenia
KATARZYNA PIÓRKOWSKA • dawno temuUzależnienie od alkoholu, nikotyny i hazardu jest szkodliwe i trzeba je leczyć. Ale czy zdajemy sobie sprawę, że równie niebezpieczne jest uzależnienie od flirtu? Poznaj historie czterech kobiet, które przyznają się do uzależnienia i zastanów się jak często i jak długo flirtujesz z nieznajomymi na ulicy, w pracy, w pubie i na czacie?
Monika (32 lata, germanistka z Krakowa):
— Lubię flirtować. Lubię, kiedy mężczyźni mówią mi miłe słowa: że jestem seksowna, pięknie się uśmiecham i inne tym podobne rzeczy. Mój mąż wie o tym, więc nigdy nie szczędził mi komplementów. Kiedy szliśmy ulicą i mijał nas jakiś facet, pytał: Widziałaś jak na ciebie patrzył? I zapewniał: Zjadał cię wzrokiem, a ja promieniałam. Niestety, Mariusz wyjechał rok temu do Niemiec. Pracuje tam. A mnie przeraźliwie zaczęło brakować męskiej adoracji. To niemal fizyczny ból. Kiedy dzwoni, mówi mi setki miłych rzeczy, ale ja chcę ich na co dzień. Dlatego zaczęłam prowokować sytuacje, które dają mi to, czego potrzebuję. Chodzę sama do klubów, siadam przy barze i uwodzę nieznajomych. Nie posuwam się do niczego więcej, tylko z nimi flirtuję. Na przykład mówię, że mają ładne oczy, a oni rewanżują się tym samym. Wychodzę naładowana pozytywnymi emocjami i mogę przez chwilę normalnie funkcjonować. Zauważyłam, że potrzebuję tego coraz częściej. Ciągle mi mało komplementów i pożądania w oczach innych mężczyzn. Potrzebuję tego każdego dnia. Chcę, żeby mąż już wrócił, bo nie mam pojęcia do czego doprowadzi mnie mój wieczny głód.
Ania (29 lat, sekretarka z Rzeszowa):
— W swojej pracy mam dużo wolnego czasu. Kiedy mój szef wychodzi, robi się cicho i spokojnie, a mnie nie pozostaje nic innego jak tylko odbieranie telefonów i łączenie rozmów. To niezbyt absorbujące zajęcie. Pewnego dnia siedziałam tak znudzona, że postanowiłam wejść na czat. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale chciałam z kimś pogadać, rozerwać się. Od razu zaczepiło mnie kilku mężczyzn. Po wymianie zdań dotyczących miejsca naszego zamieszkania, stanu cywilnego i próby odpowiedzi na pytanie co tu robimy, z reguły kończyłam rozmowę. Moje koleżanki nie myliły się. To byli zwykli poszukiwacze wrażeń, którzy chcieli poznać kogoś do seksu na boku. Nie poznałam nikogo wartego choćby najmniejszej uwagi. Jednak kolejnego dnia, kiedy tylko szef wyszedł, zalogowałam się ponownie. I znowu rozmawiałam z kilkoma osobami. Były to miłe, niezobowiązujące pogawędki z mężczyznami. Nie będę udawać. Podszyte lekki flirtem. Dostawałam od nich zdjęcia i wysyłałam im swoje. Niektórzy chcieli się umówić na kawę, ale ja odmawiałam. Jakoś nie miałam odwagi na takie spotkanie oko w oko. Chciałam flirtować, ale z bezpiecznej odległości. Poza tym nie spotkałam nikogo na tyle ciekawego, żebym chciała dla niego wbić się w najładniejszą sukienkę. Mimo to ciągle było mi mało i na czat wchodziłam codziennie.
Pewnego razu miałam się już wylogować, kiedy zaczepił mnie facet o bardzo oryginalnym nicku, którego wolałabym nie wyjawiać. Niepokojąco miło nam się rozmawiało o wszystkim. Kiedy kończył się mój dzień pracy i chciałam się pożegnać, poprosił o mój numer telefonu. Oczywiście nie dałam mu, ale zapisałam jego. Czuję ogromną pokusę, żeby napisać do niego SMS-a. Na czacie rozmawiamy codziennie w godzinach pracy, czasami wieczorami, gdy mąż jest czymś zajęty lub drzemie na kanapie. Sądzę, że jestem od tego uzależniona. Od kiedy zaczęłam z nim pisać, weekendy mi się dłużą, bo wtedy on jest niedostępny. Na rozmowy tracę kilka godzin dziennie, a tematy na jakie schodzimy, powodują, że czuję wielkie podniecenie i coraz większą ochotę na seks. Czat daje mi poczucie bezpieczeństwa, anonimowość, do tego czuję się wolna i wyzwolona, chociaż w gruncie rzeczy taka nie jestem. Nie wiem, czy uda mi się z tym skończyć i czy nie zrobię czegoś głupiego.
Basia (24 lata, urzędniczka z Katowic):
— Jestem stuprocentową uwodzicielką. Nie ma dnia ani minuty, żebym nie flirtowała. Robię to idąc z psem i chodząc po korytarzach naszego urzędu. Niby wyglądam niepozornie, żadna ze mnie seks bomba, ale jest we mnie coś, co przyciąga męskie spojrzenia, a ja to uwielbiam. Kiedyś czytałam, że mężczyźni zaczepiają kobiety, których ciała wysyłają specyficzne sygnały, takie zaproszenia do damsko-męskiej gry, widocznie moje wysyła je ze zdwojoną mocą, bo nie narzekam na brak powodzenia. Patrzą na mnie panowie w starszym wieku i nastoletni chłopcy. A ja niby od niechcenia poprawiając włosy czy przygryzając dolną wargę, napawam się władzą, jaką nad nimi mam. Jestem pewna swojej wartości, wiem na co mnie stać, dlatego nie spuszczam spojrzenia, gdy patrzy na mnie jakiś mężczyzna. Po prostu bardzo to lubię. Koleżanki śmieją się, że ze mną nie da się nigdzie wyjść, bo w pubie czy na dyskotece zaraz otacza mnie wianuszek facetów, a ja odpowiadam im ze śmiechem, że ta adoracja to coś co lubię najbardziej.
Jestem sama i na razie nie myślę, co będzie, gdy się zakocham, czy będę potrafiła skupić swoje uczucia na jednej osobie. Nie chcę stałego związku, bo boję się zranienia, odrzucenia, rozstania. Póki co, jest mi to zupełnie niepotrzebne, uwodzę i świetnie się z tym czuję.
Iza (38 lat, właścicielka małego biura podróży w Krakowie):
— Wikłam się w różne, dziwaczne relacje erotyczne. Czasami dwie toczą się równocześnie. Tak było przez ostatni rok, niby spotykałam się z Piotrem, ale od czasu do czasu chodziłam też na randki z Tomkiem. Obaj byli mi jednakowo potrzebni, tak samo ważni, nie potrafiłam dokonać wyboru — z którym z nich chcę być. Byłam tak skołowana tą sytuacją, taka w niej nieszczęśliwa i samotna, że poznałam kogoś kolejnego. On miał mi dać odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytania, dotyczące mnie samej. Trwało to może z kilka tygodni, taki czworokąt. Żaden z moich partnerów nie wiedział o tym innym. Byłam coraz bardziej pusta emocjonalnie, a to co na początku dawało mi taką radość i potężny zastrzyk adrenaliny, teraz męczyło i to potwornie. Coraz częściej czułam, że muszę uciec, wyplątać się z tej sytuacji, aż w końcu to zrobiłam. Teraz wyciszam się i szukam radości w czymś innym. Daję sobie prawo do przeżywania wszystkich uczuć także tych gorzkich i smutnych, bez potrzeby zamydlania ich krótkotrwałą przyjemnością. Seks był dla mnie jak czekoladka, która miała osładzać niepowodzenia, teraz znoszę je bez znieczulenia, bo widzę, że takie ucieczki od własnych emocji nigdzie mnie nie zaprowadzą.
***
Jeśli masz wątpliwości, czy jesteś uzależniona, odpowiedz sobie na kilkanaście pytań, jakie stawiają przed sobą Anonimowi Uzależnieni od Seksu i Miłości (Sex and Love Addicts Anonymous) na swojej stronie internetowej, a w razie niepokojącego wyniku skorzystaj ze specjalistycznej pomocy — zgłoś się do poradni uzależnień w twojej okolicy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze