Seks czat czy agencja towarzyska?
MARTYNA KAMIŃSKA • dawno temuPowstaje coraz więcej portali randkowych. Zamieszczając swój profil można zaznaczyć opcję, że jesteśmy zainteresowani wyłącznie usługami towarzyskimi. Specjalnie stworzone do tego celu czaty biją rekordy popularności. Umówienie się na seks z nieznajomym nie stanowi większego problemu w epoce ludzi wyluzowanych. Dlaczego ludzie decydują się na znalezienie partnera łóżkowego w Internecie? Przecież można iść do agencji towarzyskiej?
Ludzie lubią seks i jest on integralną częścią ich życia.
Powodów może być wiele. Pierwszym i najważniejszym jest to, że w Internecie można się umówić na seks za darmo. Co w przypadku niezbyt zamożnych klientów jest dość istotne. Istnieje też pewna grupa tzw. kolekcjonerów doświadczeń, którzy wykorzystują czat jako źródło swoich poczynań. Często osoby z różnych przyczyn nie pozostające w związkach, zamiast chodzić na dyskoteki czy imprezy, wybierają czat w celu znalezienia potencjalnego partnera do zabaw łóżkowych. Sytuacja jest jasna i klarowna od samego początku. Nie ma żadnych podchodów, zapraszania do kina, rozmów. Spotykamy się, robimy co swoje i do widzenia. Taki swoisty rodzaj transakcji handlowej. Jednak bezpłatny seks jest raczej jednorazowy i w większości przypadków nie można liczyć na długofalową współpracę.
Ogromną grupę użytkowników czatu stanowią sponsorzy. Wyjątkowo łatwo ich poznać po nicku, do którego zazwyczaj dodawana jest jeszcze cena, którą są w stanie zapłacić i to czego oczekują od usługodawcy. Czasami pojawiają się nawet ogłoszenia o pracy, co oznacza po prostu stałe spotkania w wiadomym celu. Znaczną większość tej grupy stanowią mężczyźni, w bardzo różnym wieku, o różnym statusie społecznym i stanie cywilnym. Jedni poszukują kogoś do regularnych spotkań, inni traktują to jako jednorazowy wyskok. Czemu jednak wybierają czat zamiast agencji?
Pytam o to Spons.dyskr. Pisze, że nie przyszedł tutaj po zwierzenia, tylko w konkretnym celu, aby znaleźć kobietę, z którą pójdzie do łóżka. Nie daję jednak za wygraną i w końcu udaje mi się od niego wyciągnąć kilka informacji. Spons.dyskr. jest żonatym mężczyzną w wieku 38 lat. Ma udane małżeństwo, jednak jego żona od jakiegoś czasu nie spełnia jego oczekiwań seksualnych. On wyjechał w delegację i postanowił spróbować z kimś innym. Nie chce kobiety z agencji, bo jak pisze — Tam towar jest bardziej zużyty. Poza tym twierdzi, że prostytutki mają coś w sobie, co od razu zdradza kim są, a on jako menadżer poważnej firmy nie może sobie pozwolić, by widziano go z kimś takim. Poza tym, dla niego czat jest jak sklep. Dużo dziewczyn – czy towaru, jak je nazywa - które są chętne się sprzedać i jemu to odpowiada. Twierdzi, że żonę kocha i nie mógłby jej zdradzić emocjonalnie. To co teraz robi, to tylko zdrada fizyczna i za pieniądze, czyli tak naprawdę jej nie ma, bo nic nie czuje do tej kobiety. Ona jest tylko zaspokojeniem jego potrzeb. Jak wnioskuję, w przypadku Spons.dyskr. pieniądze niwelują znaczenie zdrady. Może nawet umniejszają wyrzuty sumienia. Pytany czy nie boi się o konsekwencje, wyznaje, że zawsze się zabezpiecza, a jest tu tylko przejazdem, więc nie będzie żadnego problemu. Po uzgodnieniu warunków umowy oraz ceny, dziewczyna wysyła mu swoją fotkę na e-mail i gdy on akceptuje jej wygląd, zaprasza ją do hotelu. W przypadku braku akceptacji, szuka dalej. Podczas rozmowy ze mną odrzucił już cztery dziewczyny. Dwie nie były w jego typie, kolejna nie chciała się zgodzić na jego warunki finansowe, a ostatnia była — Zbyt mało wyuzdana.
Kolejnym moim rozmówcą jest Spons1000. Myślę sobie, że to całkiem niezła suma, jak za jedną noc. Nieśmiało zaczynam rozmowę i pytam o warunki. Zamiast odpowiedzi na swoje pytanie otrzymuję coś w rodzaju ankiety. Pytanie o wiek, wykształcenie no i przede wszystkim wygląd. Wymyślam więc – jak na mój gust – najodpowiedniejszą historię i pytam co dalej. Bingo! Zostałam zaakceptowana i przeszłam do następnego etapu rekrutacji. Spons1000 przedstawia się. Ma na imię Tomasz i ma 25 lat. Pracuje w firmie ojca i nie ma czasu na normalny związek z kobietą, a jego potrzeby seksualne są dość duże. Przeglądając listę użytkowników czatu widziałam znacznie mniejsze ceny (średnio 200–300 złotych), więc pytam, za co jest w stanie tyle zapłacić. W odpowiedzi dostaję cały scenariusz miłosnych igraszek. To jakby cała gra. Mamy spotkać się na mieście i udawać, że się w ogóle nie znamy. To akurat nie będzie trudne, bo przecież tak jest. On ma mnie poderwać i zabrać do swojego mieszkania, gdzie będziemy się kochać całą noc. Od razu zaznacza, że lubi ostry seks i chciałby nasze spotkanie sobie nagrać na kamerę. Ponieważ nie jestem zainteresowana karierą aktorki, od razu piszę, kim jestem i właściwie co tu robię. Spotykam się z kilkoma inwektywami na swój temat, ale w końcu daje się przekonać i twierdzi, że będzie to dla niego pewna forma reklamy. Znów zadaję pytanie o agencję. Pisze, że tam jest bagno i on nie czułby się z tym dobrze. — To jakaś fabryka i produkcja taśmowa. Dość obrazowo mi to opisuje: — Wchodzisz, trzy ruchy, spuszczasz się i następny klient. Spotkania z dziewczynami z czatu dają mu więcej czasu i intymności. Jeżeli w ogóle można mówić o intymności z kompletnie obcą osobą… Kiedy pytam o konsekwencje, odsyła mi uśmieszek. — Przecież to umowa. Kasa ma zagwarantować to, że laska się nie zakocha. Hm… czyli pieniądze za brak uczuć? Jak widać, można już kupić wszystko. Nawet brak zaangażowania i zapewnienie o braku wkładu emocjonalnego.
Pojawia się nowy użytkownik. OnMlodaNaStale. Postanawiam zagadać. Grzecznie się przedstawia, pisze, że ma 48 lat i jest rozwiedziony. Pyta, czy w związku z jego wiekiem nadal jestem zainteresowana ofertą. Ofertą może nie do końca, ale rozmową owszem, więc postanawiam to dalej ciągnąć. Pisze, że oczekuje 3–4 spotkań w tygodniu i za każde płaci 300 złotych. Szybko przeliczam i wychodzi mi, że można zarobić prawie 5000 na czysto w miesiącu. Fakt, bez umowy o pracę, ubezpieczeń i tym podobnych formalnych kwestii, ale przyznaję, że kwota jest imponująca. Jednak jego warunki są dość precyzyjne. Nie daje mi swojego numeru, to on kontaktuje się ze mną wtedy, kiedy chce się kochać i muszę być na każde jego zawołanie. Przyjeżdżam do jego mieszkania (poniekąd specjalnie wynajętego do takich spotkań) robię co swoje i wychodzę. W grę wchodzą jeszcze czasami wyjścia do kina, teatru, na kawę… No proszę i kulturalni się zdarzają. Jednak priorytetem jest seks. — Nie jestem nienormalny i oczekuję klasyka, oralu, analu. Tak zwyczajnie. Ten przynajmniej nie nagrywa! Decyduję się na napisanie prawdy. W przeciwieństwie do pozostałych rozmówców, ten nie wybucha gniewem. Pisze, że od razu przeczuwał, że chyba nie jestem zainteresowana i tak tylko piszę, żeby pisać. Pytany o agencję odpowiada, że tam nie ma tak młodych dziewczyn, a on takiej szuka. Młode ciało i jędrny biust jest tym, co go podnieca. Najchętniej jeszcze, żeby on był jej pierwszym mężczyzną. Konsekwencje? Nie ma konsekwencji. Zapewnia wizyty u ginekologa i wykupuje recepty na pigułki antykoncepcyjne, a poza tym ceni sobie swoją anonimowość. Jego pracownica nie ma na niego żadnych namiarów. Nawet imię podaje fałszywe. Cóż, zapewnia opiekę w każdym calu, ale ostrożności nigdy dość.
Po kilku takich rozmowach, dochodzę do wniosku, że ilu potrzebujących, tyle powodów, by wybrać czat zamiast agencji. I co gorsza dla prowadzących taki biznes – agencje odchodzą do lamusa. Teraz modne jest zakładanie własnej działalności gospodarczej i bycie sobie samemu szefem i pracownikiem. A jak wiadomo świat erotyki to ogromny biznes. Myślę, że umawianie się na seks przez Internet to raczej potrzeba chwili, a jednocześnie zabezpieczenie przed tym, by nikt ze znajomych nie zobaczył nas przekraczających próg agencji. Przecież świat jest taki mały…
Dla mnie osobiście nie ma żadnej różnicy. W obu przypadkach płaci się za to samo, obie transakcje są anonimowe i przy zawieraniu obu „umów” można wybrać coś specjalnie dla siebie. Mam jednak nieodparte wrażenie, że popularność czatu będzie przybierać na sile.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze