Usunęłam
EDYTA LITWINIUK • dawno temuTo wcale nie jest takie trudne. Adresy zdobywa się pocztą pantoflową. To zmniejsza ryzyko trafienia na partacza. Zdarza się, że ryzykuje się i korzysta z ogłoszenia prasowego, które po hasłem „bezbolesne wywoływanie miesiączki” oferuje to, co chcemy. Tym, które na to stać wystarcza krótka podróż za granicę. Tam zrobią to bez zbędnych ceregieli. Usunąć niechcianą ciążę wcale nie jest tak trudno – przekonują bohaterki tego reportażu. Tylko co potem...
Maja, 24 lata, studentka z Warszawy:
— Można powiedzieć, że zrobiłam głupotę. Jeden nieprzemyślany raz bez zabezpieczenia i byłam w ciąży. Trafiony zatopiony. Nawet nie wiem, jak miał na imię. Studiował na tym samym kierunku dwa lata wyżej. Poznaliśmy się w knajpie. Dobrze bawiliśmy i wylądowaliśmy w łóżku. To wcale nie była dla mnie taka nietypowa sytuacja. Wręcz przeciwnie. Tyle tylko, że jak już przyszło co do czego, okazało się, że żadne z nas nie pomyślało o prezerwatywie. Sadziłam, że to facet powinien mieć paczkę przy sobie, a on liczył, że mam je w akademiku. Byłam tak napalona, że machnęła na to ręką. Na drugi dzień udawaliśmy, że nikt nic nie pamięta i znowu się nie znaliśmy.
Pewnie szybko bym o tym zapomniała, gdyby za miesiąc nie spóźniła mi się miesiączka. Zwykle miewam je regularnie co do dnia. To mnie zaniepokoiło. Po trzech dniach coś mnie tknęło, poleciałam po test ciążowy. Zużyłam sześć, zanim w końcu to do nie dotarło. To było dla mnie jak koniec świata. Byłam dopiero na drugim roku studiów, miałam konkretne plany co do swojej przyszłości. Dziecka w nich nie było. Przynajmniej przez najbliższe 10 lat.
Pół dnia ryczałam przyjaciółce w rękaw. Potem trochę mi przeszło. Zaczęłam działać. To że chcę usunąć ciążę, było dla mnie pewne. Problemem było gdzie i skąd wziąć pieniądze. Okazuje się jednak, że nie jest to takie trudne. Wystarczył szybki rekonesans, żeby dowiedzieć się do kogo należy się zgłosić. Pieniądze pożyczyłam od znajomych. Nie wiedzieli na co. Moja przyjaciółka tylko raz zapytała, czy jestem pewna. Byłam. A potem „tego” już nie było. Nigdy nie dopuściłam do siebie choćby odrobinę cieplejszego myślenia o tej ciąży. Dla mnie nie była on różowym milutkim bobasem, tylko „czymś”. Mam nauczkę na całe życie.
Karina, 35 lat, nauczycielka języka polskiego z niewielkiej miejscowości na Podlasiu:
— Dowiedziałam się o ciąży, kiedy mój mąż odszedł do innej i gdy okazało się, że od lat zdradzał mnie z kilkoma kobietami. Rozstaliśmy się. No dobrze, to ja wystawiłam jego walizki za drzwi. Czułam się oszukana, rozbita, nie chciało mi się żyć. Na początku w ogóle nie przejęłam się tym, że spóźnia mi się okres. Myślałam, że to ze stresu. Po dwóch tygodniach poszłam do lekarza, ten kazał mi zrobić test ciążowy. Nie brałam na poważnie jego przypuszczeń, ale w drodze do apteki uświadomiłam sobie, że może mieć rację. Miał.
Byłam w szoku. Nie dość, że mój mąż skrzywdził mnie w taki sposób, to jeszcze na pożegnanie zostawił mi pamiątkę. Oczyma wyobraźni widziałam, jak z wrednym uśmiechem stoi w oddali, macha do mnie ręką i krzyczy: niespodzianka. Chciałam się zabić. Miałam tego wszystkiego dość. Nie wyobrażałam sobie, że po tym co mi zrobił, mam jeszcze wychowywać także jego dziecko.
Z dołka, w którym tkwiłam, wyciągnęła mnie moja siostra. Wytłumaczyła, że to co się stało to nie moja wina. Że po prostu trafiłam na drania, a teraz trzeba stanąć na nogi i iść dalej. Powiedziałam Marii o ciąży. Długo zastanawiałam się jak sobie z tym poradzić. Bo to, że nie będę wychowywać tego dziecka zapowiedziałam na wstępie. Maria podpowiadała, żeby oddać je adopcji. A ja nie chciałam w ogóle go rodzić, byłam pewna, że przez te 9 miesięcy zanim przyjdzie na świat, przyzwyczaję się i będę chciała je zatrzymać. Wiedziałam też, że będzie mi przypominało o tym, co się stało. Zadecydowałam, że chcę usunąć ciążę. To nie była łatwa decyzja. Wszystko załatwiła moja siostra, nawet nie wiem skąd wiedziała do kogo się zgłosić. Na szczęście obyło się bez komplikacji.
Oczywiście, że do dziś myślę, co by było, gdybym urodziła. Nie ułożyłam sobie życia z żadnym innym facetem. Możliwe, że to dziecko byłoby dla mnie rodziną. Ale wiem, że w tamtej sytuacji nie umiałam postąpić inaczej. Nie mogłam urodzić dziecka, którego nienawidziłabym za to, że jest.
Monika, 40 lat, właścicielka zakładu fryzjerskiego w Poznaniu:
— Po prostu nie chcę mieć więcej dzieci. Dwoje w zupełności wystarczy. Poza tym nie jestem już najmłodsza. Nie mam ani czasu, ani sił, żeby zajmować się niemowlakiem. Kolejny raz przechodzić przez fazę pieluszek, poklepywania po plecach, żeby się odbiło i nieprzespanych nocy.
Zabezpieczaliśmy się, ale w tradycyjny sposób — prezerwatywą. Mam problemy zdrowotne, nie mogę brać tabletek antykoncepcyjnych, wkładka też nie wchodziła w grę. Wtedy po prostu pękła nam prezerwatywa. Prozaicznie, prawda. Wpadka, jakbyśmy byli nastolatkami. Nie przypuszczałam, że coś z tego będzie. Mój mąż dobiega 50-tki, ja też nie jestem najmłodsza. Dzieci mają już po naście lat. W naszej rodzinie nie było miejsca na niemowlaka.
To, że jestem w ciąży, zaczęłam podejrzewać bardzo szybko. Nie był to pierwszy raz. Pewne symptomy dają o sobie znać bardzo wcześnie. Lekarz potwierdził moje przypuszczenia. Przeprowadziliśmy z mężem poważną rozmowę. Byliśmy zgodni. Na dziecko jest już za późno. Po podjęciu decyzji reszta okazała się zdumiewająco prosta. Mój mąż ma rodzinę w Holandii. Zwykle nie pałali do siebie przesadną sympatią, ale w tej sytuacji zdecydowaliśmy się poprosić ich o pomoc. Wiedziałam, że przeprowadzając zabieg w Polsce mogę trafić na partacza, nie chciałam też, żeby ktoś się o tym dowiedział. Postanowiłam zrobić to za granicą, bo wiedziałam, że tam mogę liczyć na komfortowe warunki i profesjonalne podejście. Pod tym względem Polska kojarzyła mi się z Trzecim Światem.
W Holandii byłam dwa tygodnie. Potraktowałam to trochę, jak urlop. Wróciłam wypoczęta i pełna energii. Nie, nie myślę o tej ciąży jak o dziecku. Dzieci mam dwoje, to mi w zupełności wystarczy. Nie chcę, żeby ktokolwiek mnie oceniał. To była moja decyzja i ja poniosę jej konsekwencje. Zrobiłam to, bo chcę mieć prawo wyboru. Nie chcę być skazana na dziecko.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze